Nad Polską front arktyczny, a ja o filmie, w którym panuje ostry mróz. „Niemiłość” Andrieja Zwiagincewa trzeba jednak obejrzeć, żeby w porę uchronić się przed zimnem.
26.02.2018 13:42 GOSC.PL
Chodzi mi o zimno duchowe, ogromny chłód emocjonalny, który przez dziedziczenie jest niejako wpisany w życie bohaterów. Rodzice 12-letniego Aloszy (Matwiej Nowikow) – Żenia (Marianna Spiwak) i Borys (Aleksiej Rozin) przejmują go od swoich rodziców. Świadczy o tym wstrząsająca rozmowa Żeni z matką, która wprost mówi, że nie chciała, żeby na świat przyszła córka, że nie potrzebuje kontaktów z nią ani z wnukiem. To samo powtarza zbuntowana przeciw niej Żenia swojemu synowi Aloszy.
Alosza to dziecko z blokowiska, zostawione przez rodziców, którzy rozwodzą się i szukając własnego szczęścia, nie mają głowy, a przede wszystkim serca, do zajmowania się synem. Sceny, kiedy ukryty za drzwiami chłopiec bezgłośnie płacze po tym, jak usłyszał ich rozmowę, w której przekrzykują się, jak bardzo im na nim nie zależy, nie da się łatwo wymazać z pamięci. A pamiętanie jej nie jest komfortowe – boli i uwiera, przecież widzimy w niej bezbronne dziecko, które nie może sobie pozwolić nawet na głośne łkanie. Chłopiec jest niechciany przez ojca, matkę, babkę. Prawie z nimi nie rozmawia, większość dnia komunikując się z resztą świata przez internet. Żyje właściwie tak, jakby go dla najbliższych nie było.
Ożywa dopiero, gdy bliscy stwierdzają jego zaginięcie. W tym momencie do rodziców dociera, że mieli syna. Próbując go poznać, dowiadują się, że miał tylko jednego kolegę, kryjówkę w lesie i spędzał cale godziny przed komputerem. Ludzie z osiedla nic o chłopcu nie wiedzą, potwierdzają jego totalną alienację. Bo Alosza to dorastający człowiek, który żył jak własny cień. Wymazał z życia wszystkie budujące człowieka pragnienia – miłości, czułości, uwagi, których nie otrzymał od bliskich.
Jego rodzice znajdują nowych partnerów i zachowują się jak egoistyczne dzieci – w nowych związkach szukają przyjemności. Eksponowany w różnych ujęciach ogromny brzuch ciężarnej, nowej kobiety ojca Aloszy, nieustannie przypomina o macierzyństwie i ojcostwie. O życiu poczętym kilkanaście lat temu przez niego samego, o synu – Aloszy, który przepadł, bo nie miał dla kogo żyć.
Chłopiec się nie znajduje, a jego rodzice wchodzą w nowe związki; jak obserwujemy – również zimne i niemiłosne. Przypominają wydmuszki niewypełnione żadną treścią.
Ta historia mogłaby się wydarzyć wszędzie, nie tylko na moskiewskim blokowisku. A jednak kiedy na końcu filmu matka Aloszy wchodzi na bieżnię w sportowej bluzie z napisem „Rosja”, wszyscy orientują się, że reżyserowi chodzi o sytuację właśnie w tym kraju. Zwiagincew, od filmu „Lewiatan” obwołany sumieniem narodu, odnosi ten mróz w rodzinnych relacjach do zdiagnozowania sytuacji swojego narodu. Żenia, symboliczna matka Rosja, jest umordowana biegiem na bieżni i własną bezradnością. Przystaje zmęczona, pochyla głowę, bo nic się nie da zrobić… Nic?
Barbara Gruszka-Zych