Wyprawa na K2: Samowola Urubki nie jest koleżeńska

Denis Urubko bez jakichkolwiek uzgodnień opuścił bazę, by podjąć prawdopodobnie próbę wejścia na wierzchołek K2. "Taka samowola nie jest koleżeńska" - uważa Jerzy Natkański, który był kierownikiem wielu wypraw, w tym także letnich na niezdobyty zimą szczyt K2.

Turyści wychodząc ze schroniska na górskie szlaki powinni wpisać się do książki, podając dokąd zmierzają. Natomiast urodzony w rosyjskim Niewinnomyssku Urubko, który 12 lutego 2015 roku otrzymał akt nadania mu obywatelstwa polskiego, wbrew ustaleniom kierownika i zespołu wyruszył w sobotę po śniadaniu do góry. Czy to jest normalne?

"Nie, to nie jest normalne, że ktoś rozpoczyna wspinaczkę, nie mając na to pozwolenia. To jest złamanie zasad bezpieczeństwa oraz zespołowej współpracy. Taką samowolą Denis zdjął wprawdzie z Krzysztofa Wielickiego odpowiedzialność za niego, co nie zmienia faktu, że - odpukać - gdyby coś złego jego spotkało, to w akcji ratowniczej narazi na duże ryzyko kolegów, którzy nie są jeszcze odpowiednio zaaklimatyzowani" - powiedział PAP Natkański.

Pytany o możliwy scenariusz akcji Urubki, dyrektor Fundacji Wspierania Alpinizmu Polskiego im. Jerzego Kukuczki podkreślił, że faktycznym reżyserem będą warunki, a zwłaszcza wiatr. Prognozy pogody nie są najlepsze; w poniedziałek może już mocno wiać.

"Denis musi spać, jeść i pić. Z marszu wejście na szczyt jest fizycznie niemożliwe. W sobotę dotarł na wysokość 6700 m do obozu drugiego, w którym spędzi noc. W niedzielę pójdzie do trzeciego na 7200 i sądzę, że będzie musiał zanocować, a przynajmniej odpocząć i dopiero kontynuować wspinaczkę. Może to robić nocą, jeśli drogę rozjaśni Księżyc" - uważa Natkański.

Dodał, że nie wiadomo, ile zabrał ze sobą picia i jedzenia, czy weźmie coś po drodze z obozów, które jeszcze nie końca są odpowiednio zaopatrzone. Największym problemem może być jednak wiatr.

"Prędkość 50-60 km/h na wysokości ponad 7000 m jest granicą ludzkich możliwości. Niebezpieczne są szczególnie mocne podmuchy, które mogą zaskoczyć w każdej chwili. Przy wietrze odczuwalność temperatury jest dużo niższa, co prowadzi do znacznego wychłodzenia organizmu" - wyjaśnił Natkański.

Jako kierownik letniej wyprawy przygotowawczej na K2 w 2016 roku przypomniał, że atak na szczyt okazał się niemożliwy, z powodu niespodziewanego załamania pogody. Potężna lawina zniszczyła trzeci obóz na wysokości 7400 m, przekreślając szansę dotarcia do obozu czwartego (7900 m); porwała m.in. 25 namiotów, depozyt lin poręczowych oraz 50 butli z tlenem.

Członek warszawskiego klub wysokogórskiego zwrócił także uwagę na bardzo trudny fragment drogi zwanej Czarną Piramidą. To lodowata skała, z którą nie poradziło sobie już wielu himalaistów. Nie wiadomo, w jakim stanie są pozostawione przez inne wyprawy poręcze, a nowych Urubko raczej nie założy.

Uczestnik wyprawy Piotr Tomala zwrócił uwagę, że Urubko od dawna głosił, iż dla niego zima kończy się 28 lutego. "Denis jest trochę zafiksowany. Trudno komentować decyzję o podjęciu wspinaczki, gdyż nie znamy jego planu. Dojdzie do obozu trzeciego i co dalej? Nie wiem, naprawdę nie sposób przewidzieć". Potwierdził też, że "Denis z nikim nie rozmawiał na temat wyjścia w górę, dlatego też wszyscy jesteśmy tym bardzo zaskoczeni".

45-letni Urubko dołączył do polskiej wyprawy w ostatniej chwili. "Dużo wcześniej proponowałem Denisowi, aby wybrał się z nami. Jednak długo nie dawał ostatecznej decyzji, miał inne plany. We wrześniu oświadczyłem mu: idziesz teraz, albo nigdy. Decyzję podjął dosłownie w ostatniej chwili" - wspomniał w rozmowie z PAP Wielicki, przyznając, że jego sobotnia samowola zburzyła plan działania wyprawy.

W marcu 2015 roku Urubko, mający w dorobku osiągnięć dwa zimowe wejścia na ośmiotysięczniki stwierdził, że zima w Himalajach i Karakorum to okres od 1 grudnia do końca lutego. Według niego takie założenia spełnia jedynie okres zimy meteorologicznej. 9 lutego 2009 roku wraz z włoskim alpinistą Simone Moro zdobył Makalu (8481 m), a 2 lutego 2011 - Gaszerbrum II (8035 m) razem z Moro i amerykańskim wspinaczem Corym Richardsem.

W sobotę do obozu pierwszego ruszyli Maciej Bedrejczuk i Marcin Kaczkan. Tam spędzą noc, a w niedzielę powinni podnieść na właściwe miejsce obóz drugi z 6500 na 6700 m. Tego dnia z bazy ma wyjść kolejna para, Marek Chmielarski i Artur Małek, aby aklimatyzować się w obozie trzecim na wysokości 7200 m. Ponadto ruszy też zespół HAP'sów - pakistańskich wspinaczy z zadaniem wyniesienia tlenu do obozu drugiego.

"Te plany może rzecz jasna zweryfikować pogoda, a głównie wiatr. Na razie jego siła do wysokości 7000 m pozwala na prowadzenie działalności w górze, ale w każdej chwili może się to zmienić. Koledzy chcą jednak wykorzystać maksymalnie warunki, jakie się nadarzają" - powiedział PAP szef komitetu organizacyjnego Janusz Majer.

Z końcem grudnia pod wodzą Wielickiego do Karakorum wyruszyli: Bedrejczuk, Adam Bielecki, Jarosław Botor (ratownik medyczny), Chmielarski, Rafał Fronia, Janusz Gołąb, Marcin Kaczkan, Małek, Piotr Snopczyński (kierownik bazy), Tomala, Dariusz Załuski (filmowiec) i Urubko. Na miejscu dołączyło do nich czterech bardzo dobrych - jak ocenił Wielicki - pakistańskich wspinaczy.

Pod koniec stycznia Urubko uczestniczył wspólnie z Bieleckim, Tomalą i Botorem w akcji ratunkowej na Nanga Parbat (8126 m). Udało im się ocalić francuską alpinistkę Elisabeth Revol, natomiast jej partner wspinaczkowy Tomasz Mackiewicz pozostał na wysokości ok. 7200 m.

Z początkiem lutego z powodów rodzinnych do kraju musiał wrócić Botor, a dwa tygodnie po nim Fronia, u którego doszło do pęknięcia przedramienia w wyniku uderzenia samoistnie spadającym kamieniem w trakcie podchodzenia do obozu pierwszego na 5900 m drogą Basków. Nieco wcześniej w podobny sposób urazu twarzy doznał podczas wspinaczki do "jedynki" Bielecki, który po kilkudniowej przerwie powrócił do działalności górskiej.

Po tych wypadkach Wielicki podjął decyzję o przeniesieniu działalności górskiej na klasyczną drogę pierwszych zdobywców przez tzw. Żebro Abruzzi.

K2 było atakowane zimą w ogóle tylko trzykrotnie. Na przełomie 1987 i 1988 roku próbę podjęła międzynarodowa grupa pod kierunkiem Andrzeja Zawady, w 2003 roku ekipą dowodził Wielicki, a w 2012 wspinali się Rosjanie. Żadna z tych ekspedycji nie przekroczyła jednak progu 7650 m.

 

« 1 »