PE chce zaproponować, by państwa członkowskie zwiększyły wkład do unijnego budżetu o blisko 30 procent - wynika z projektu rezolucji, nad którą toczą się prace. Na razie wśród europosłów nie ma wielkiej chęci na wprowadzanie kar związanych z praworządnością.
Projekt rezolucji, którą zajmuje się komisja budżetowa Parlamentu Europejskiego, przygotowała dwójka eurodeputowanych: Jan Olbrycht z Europejskiej Partii Ludowej (EPL, PO) oraz wiceprzewodnicząca Grupy Postępowego Sojuszu Socjalistów i Demokratów, Francuzka Isabelle Thomas.
Ich propozycja zakłada zwiększenie składek do unijnego budżetu do poziomu 1,3 proc. dochodu narodowego brutto (DNB). Dziś roczny budżet UE stanowi ok. 1 proc. łącznego DNB państw członkowskich UE, czyli około 150 mld euro. Na te 150 mld euro składają się wszystkie kraje członkowskie - im są bogatsze tym ich udział w budżecie jest większy. Zwiększenie składek do budżetu z 1 do 1,3 proc. DNB byłby faktycznie zwiększeniem ich o 30 proc.
Taki kierunek odpowiada państwom członkowskim, które dołączyły do UE w 2004 roku i później. W ubiegłym tygodniu Grupa Wyszehradzka oraz Bułgaria, Chorwacja, Rumunia i Słowenia zgodziły się, że składki do kasy UE powinny być wyższe niż obecnie. Tego chciałaby też Komisja Europejska, choć jej propozycja powiększenia składek nie jest tak daleko idąca jak PE; KE chce wzrostu o 10-20 proc. do poziomu 1,1x DNB gdzie x nie jest jeszcze określony. Dyplomaci w Brukseli podkreślają, że nie ma jeszcze stanowisk stolic w tej sprawie, podczas gdy kluczowa będzie pozycja płatników netto - Niemiec i Francji. Liderzy unijni mają na temat przyszłych ram finansowych rozmawiać na szczycie 23 lutego.
Jak tłumaczył w rozmowie z grupą dziennikarzy Olbrycht, propozycja europarlamentu wynika z przeanalizowania, ile środków jest potrzeba na różne zadania. W UE panuje zgoda, że w przyszłej perspektywie finansowej należy zwiększyć wydatki na takie obszary jak ochrona granic, integracja uchodźców, badania i rozwój czy współpraca wojskowa. KE wyliczyła, że to ok. 10 mld euro rocznie. Z powodu wyjścia Wielkiej Brytania ze Wspólnoty będzie brakowało 12-13 mld euro rocznie. Bez podniesienia składek lub stworzenia nowych źródeł finansowania nie da się uniknąć ogromnej dziury.
Rezolucja Parlamentu Europejskiego, choć nie będzie miała mocy prawnej, będzie sygnałem politycznym dla państw członkowskich, które będą prowadziły negocjacje i podejmowały decyzję co do wielkości unijnej kasy.
Na tym wczesnym etapie prac przynajmniej w europarlamencie nie ma zbyt dużej chęci, by łączyć dostęp do funduszy UE z kwestią praworządności. "Pojawiają się pomysły, żeby wprowadzić sankcje w politykach, w których są konkretne pieniądze, np. fundusze strukturalne. To staramy się blokować i zniechęcać do tych pomysłów. Uważamy, że to jest pomysł niedobry, nieskuteczny, ponieważ może dotykać obywateli, regiony i miasta" - podkreślił Olbrycht.
Europoseł zauważył, że trwają natomiast prace dotyczące przygotowania instrumentów oddziaływania na państwa, by respektowały zasady dotyczące nie tylko praworządności, ale wszystkie, co do których państwa UE się umówiły. "Pojawiają się głosy, żeby w jakiś sposób wyraźnie ukarać państwa, które nie chcą brać udziału we wspólnych politykach, np. w polityce migracyjnej. Takie pomysły dzisiaj nie mają żadnych podstaw prawnych, ale trzeba powiedzieć, że są częścią debaty - zauważył.
Olbrycht spodziewa się stworzenia instrumentów, do których będą miały dostęp kraje chcące współpracować w określonych dziedzinach i mające system państwa prawa zgodny z systemem europejskim. "Pojawią się zapewne nowe możliwości dla państw, które chcą współpracować, chcą iść razem, chcą budować wspólną Europę. Ci, którzy nie chcą, będą pozostawieni sobie, czyli inaczej mówiąc nikt ich nie będzie zmuszał, ale też nikt im nie będzie stwarzał nowych możliwości" - przewiduje polityk.
Jego zdaniem jeżeli jakieś państwo nie będzie chciało uczestniczyć w różnych działaniach na poziomie UE, bądź nie będzie przestrzegało prawa, to nie będzie mogło mieć dostępu do określonych instrumentów. "Ja spodziewam się tego typu propozycji" - powiedział eurodeputowany.
W styczniu kolegium komisarzy UE zleciło komisarz ds. sprawiedliwości Verze Jourovej opracowania definicji dotyczącej niezbędnych warunków do uznania, że w danym państwie jest funkcjonujący wymiar sprawiedliwości i przestrzegana praworządność. Jak tłumaczyła Jourova, KE chce ustalić "istotne warunki wstępne" dostępu do środków unijnych. "Mówimy teraz o zasadzie, że musi być gwarancja, że system działa, jeśli pieniądze mają iść do państwa członkowskiego UE" - tłumaczyła.