Marek Chmielarski i Artur Małek doszli szczęśliwie do wysokości 5850 m i nocują w obozie pierwszym - przekazał PAP Piotr Snopczyński, kierownik bazy pod K2 narodowej wyprawy na niezdobyty zimą szczyt. "Jak poinformowali, wiatr nie uszkodził namiotów" - dodał.
Chmielarski i Małek wyszli o godzinie 14 miejscowego czasu. Wspinaczka do "jedynki" zajęła im osiem godzin.
"Dosłownie pięć minut temu zameldowali, że obóz stoi, nie ma uszkodzeń, sprzęt jest, coś sobie gotują z liofilizatów i kładą się spać. Mieli to szczęście, że wspinali się przy słabym wietrze, a jak doszli do namiotu, wiatr się wzmagał i teraz wieje 100 km na godzinę" - powiedział 68-letni Snopczyński, mieszkaniec wioski Pogorzała koło Świdnicy.
Plan na piątek? "Mamy różne wersje, uzależnione od pogody, a ta zmienia się bardzo szybko. Nie mamy jeszcze prognozy, ale jeżeli warunki będą dobre, to Chmielarski i Małek pójdą do obozu drugiego na 6300 m, natomiast do pierwszego wyruszą po śniadaniu o 5.30 Maciej Bedrejczuk i Janusz Gołąb" - poinformował kierownik bazy.
Dodał, iż wszyscy koledzy mają nadzieję, że w piątek pogoda pozwoli na lot helikoptera ze Skardu do bazy. Mają nim powrócić Adam Bielecki, Denis Urubko i Piotr Tomala, którzy uczestniczyli w akcji ratunkowej, by sprowadzić z odległego o blisko 200 km ośmiotysięcznika Nanga Parbat francuską alpinistkę Elisabeth Revol. Ich kolega Jarosław Botor, ratownik medyczny, z ważnych powodów osobistych musi wrócić do Polski.
W czwartek wieczorem miejscowego czasu wiatr nagle "odszedł" i ... "na dwie godziny zapadła cisza. Wypogodziło się i chłopcy ruszyli z aparatami robić zdjęcia gwiazd oraz świetnie prezentującego się księżyca" - wspomniał w rozmowie z PAP 43-letni Marcin Kaczkan, pracownik naukowy Politechniki Warszawskiej, zdobywca dwóch ośmiotysięczników - samotnie Nanga Parbat w 2010 roku i K2 w 2014.