Ktoś wyłączył światło

O wyrwaniu z depresji i krokach, które warto uczynić w ciemności, mówi Adrian Wawrzyczek.

Co się stało?

Bóg raczy wiedzieć. (śmiech)To było kompletne zaskoczenie. Coś jak mrugnięcie okiem Pana Boga. Często bywałem na Tyskich Wieczorach Uwielbienia, posługiwałem we wspólnocie charyzmatycznej, widziałem, jak Bóg działa u innych. A mnie dotknął na najzwyklejszych rekolekcjach Domowego Kościoła. I to na końcu świata – w Bieszczadach. Żadnego fruwania pod sufitem. „Zwykła” spowiedź, Msza, Komunia i… uzdrowienie. Pamiętam, że po spowiedzi poszedłem pokłócić się z Bogiem. Byłem sam i wykrzyczałem głośno, co o tym wszystkim myślę…

Często tak masz?

To było pierwszy raz w życiu. Krzyczałem: „Dlaczego robisz to moim dzieciom i żonie?”. Pamiętam, że powiedziałem Bogu też (może wydawać się to śmieszne): „Dlaczego nie mogę cieszyć się z gry mojej ukochanej drużyny?”.

I, jak widać, zadbał o detale! Górnik awansował rzutem na taśmę i stał się rewelacją jesieni…

Idziemy jak burza. Wierzę, że nie powiedzieliśmy jeszcze ostatniego słowa. Po tej męskiej rozmowie z Bogiem poszedłem do Komunii. Klęczałem, gdy nagle zacząłem się cały trząść. Miałem wrażenie, że nagle włączają mi się wszystkie światła. Jak jupitery na meczu. Nie wiedziałem, co się dzieje. Przed chwilą byłem w rozsypce, nie potrafiłem sklecić myśli, siedziałem zamknięty na cztery spusty, a kolejnego dnia prowadziłem już studium biblijne i dokonywałem analizy tekstu! A przecież jeszcze kilkanaście godzin wcześniej miałem problem z emocjami. Byłem z nich kompletnie wyprany. Nic nie odczuwałem. Pustka. Po minucie nie potrafiłbym powtórzyć naszej rozmowy. Nie byłem w stanie funkcjonować. Niewiele do mnie docierało. Mówili do mnie, a ja co chwilę się „wyłączałem”. Niemal nie było ze mną kontaktu.

Może Twoje uzdrowienie jest owocem tego, że w bezradności wykrzyczałeś coś Bogu? Powiedziałeś Mu bez ogródek, co myślisz o swojej sytuacji?

Nie wykluczam tego. Wiem, że On kocha szczerość, nie lubi udawanych, sztucznych relacji.

Dla Twoich najbliższych depresja musiała być bolesną próbą. Znam rodziny, które nie wytrzymywały takiego ciśnienia, a najbliżsi odchodzili, pozostawiając osoby cierpiące w samotności.

Gdy przeżywałem pierwsze ataki depresji, również traciłem bliskie mi osoby. Odchodziły ode mnie dziewczyny. Bolało. Dziś widzę, że nie były to prawdziwe miłości. Gdy poznałem Justynę (moją żonę), opowiedzieliśmy sobie wszystko. I choć znaliśmy się krótko, postanowiliśmy, że będziemy ze sobą do końca. Na dobre i złe. Ona wiedziała, na co się pisze. Dlatego tym bardziej cieszyła się z mojego uzdrowienia. Była w szoku, że Bóg uzdrowił mnie tak błyskawicznie. Znała diagnozę…

Kolega (pracował w korporacji, był duszą towarzystwa, świetnie zarabiał) wrócił pewnego dnia do domu, poczuł się zmęczony, zwinął się na łóżku w kłębek i… nie był w stanie wstać przez kilka miesięcy. – Jakby jakiś neuron w mózgu mi przeskoczył – opowiada dzisiaj.

Doskonale wiem, o czym mówisz. Mnie też w pewnym momencie wyłączył się pstryczek. Byłem duszą towarzystwa i nagle jakby ktoś wyłączył źródło prądu. Nie potrafiłem do nikogo zagadać. Zawsze myślałem, że jestem silny psychicznie. Chodziłem do trudnej szkoły na trudnym osiedlu. Dawałem radę. Nie sięgnąłem jak moi kumple po alkohol, papierosy czy pornografię, choć były na wyciągnięcie ręki. Wydawało mi się, że jestem silny. A jednak depresja dopadła mnie z dnia na dzień. „Komu się wydaje, że stoi, niech baczy, by nie upadł…”

Da się modlić w tym stanie?

Modliłem się przez trwanie. Czekałem. Czułem, że jestem pusty i jedyną rzeczą, którą mogę Bogu oddać, jest moja bezradność i nędza. Był czas, gdy prosiłem, by Pan Bóg mnie zabrał, skończył tę mękę. „Albo mnie zabierz, albo uzdrów”. Zrobił to drugie.

Skąd pomysł na „Ogarniacza”?

Denerwowało mnie to, że wiele poradników psychologicznych czy z dziedziny rozwoju osobistego sięga do duchowości Wschodu (do buddyzmu, do zen). Dla mnie to zagrożenia duchowe, z którymi nie chcę mieć nic wspólnego. Przeczuwałem za to, że chrześcijaństwo oferuje znacznie więcej. Zacząłem gorliwie poszukiwać i odkryłem wielkie bogactwo „naszej” tradycji duchowej! Gdy zaproponowałem Wydawnictwu WAM napisanie „Ogarniacza”, redaktorzy oddzwonili po kwadransie: – Wydajemy ją! Byłeś kiedyś na rekolekcjach ignacjańskich? – usłyszałem. – Nie??? Cała twoja książka jest zakorzeniona w duchowości Ignacego z Loyoli!

« 1 2 3 »
oceń artykuł Pobieranie..
TAGI:

GN 1/2018