Pomaganie ofiarom wojny na Bliskim Wschodzie na miejscu i sprowadzanie najbardziej potrzebujących w ramach korytarzy humanitarnych - to proponowane przez ekspertów metody pomocy uchodźcom.
Jak zaznaczył w rozmowie z PAP dyrektor polskiej sekcji Pomocy Kościołowi w Potrzebie ks. Waldemar Cisło, konflikty na Bliskim Wschodzie spowodowały niekontrolowanym napływ imigrantów, w wyniku czego w Europie powstała dyskusja nad sposobem rozwiązania problemu uchodźstwa i emigracji.
Zdaniem ks. Cisło, najbardziej efektywnej pomocy można udzielić uchodźcom w krajach, w których przebywają. "W tej chwili z niepokojem obserwujemy, że wiele osób ucieka z krajów afrykańskich - m.in. z Erytrei i Nigerii - do Europy przez Libię. Wiemy, że prawie 80 proc. kobiet uciekających tym kanałem jest gwałconych, dochodzi tam do handlu dziećmi, do sprzedaży ludzi jako niewolników lub na organy. Stąd jest koncepcja, żeby pomagać na terenie Afryki i Bliskiego Wschodu, żeby ci ludzie nie stawali się ofiarami handlarzy ludźmi. Ponadto, nie jesteśmy w stanie sprowadzić do Europy wszystkich, którzy tego potrzebują" - wyjaśnił.
Powiedział, że w ubiegłym roku polski rząd przeznaczył na pomoc ofiarom wojny w Syrii, Iraku i Jordanii 202 mln zł. "W 2014 r., kiedy miała miejsce eskalacja konfliktu w Iraku, z okolic Mosulu wypędzono ok. 100 tys. chrześcijan. Wówczas Polska sfinansowała zakup kontenerów, w których ludzie ci mogli tymczasowo zamieszkać. Takie obozy powstały m.in. w Irbilu, gdzie mieszkało kilkadziesiąt tys. osób. Teraz większość z tych obozów poznikała, bo ci ludzie znaleźli pracę i przenieśli się do mieszkań, czyli osiągnęliśmy cel - uchodźcy pozostali na miejscu" - podkreślił ks. Cisło.
Dodał, że PKwP od początku wojny finansuje paczki żywnościowe dla mieszkańców Aleppo, Homs, Damaszku i Tartus - ostatnio na ten cel przeznaczono 240 tys. euro. "Jedna paczka zapewnia pięcioosobowej rodzinie wyżywienie przez miesiąc. W paczce są m.in. konserwy, kasze i oliwa, czyli produkty, które można przechować bez lodówki, ponieważ w Syrii brakuje prądu" - wyjaśnił ks. Cisło.
Podkreślił, że równie ważna jest pomoc medyczna. "Rząd polski za pośrednictwem PKwP przeznaczył 1,5 mln zł na leczenie dzieci i 4 mln na leczenie osób starszych. Z tej pomocy skorzystało ponad 13 tys. osób" - zaznaczył.
W ocenie Massimiliano Signifredi ze Wspólnoty Sant'Egidio w Rzymie, koniecznym uzupełnieniem pomocy udzielanej na miejscu jest przyjęcie w Europie uchodźców znajdujących się w najtrudniejszej sytuacji. Taki cel ma stworzony przez wspólnotę program tzw. korytarzy humanitarnych. "Każdy, kto był w Libanie, wie, że niektórych problemów po prostu nie da się rozwiązać na miejscu - np. nie da się pomóc wszystkim chorym" - zaznaczył.
Przypomniał, że koncepcja ta narodziła się wśród członków wspólnoty po tym, jak w październiku 2013 r. na Morzu Śródziemnym zatonął statek z 400 uchodźcami na pokładzie. "Wtedy zrozumieliśmy, że trzeba znaleźć sposób, żeby ludzie mogli uciekać przed wojną w sposób bezpieczny" - powiedział PAP Signifredi.
Korytarze humanitarne - wyjaśnił - mają służyć Syryjczykom mieszkającym w Libanie oraz uchodźcom z Sudanu Południowego, Erytrei i Somalii przebywającym na terenie Etiopii. Organizatorem projektu jest Wspólnota Sant'Egidio wraz z partnerami: rządem i episkopatem Włoch oraz lokalnymi Kościołami protestanckimi.
"W pierwszej fazie członkowie wspólnoty pracujący na miejscu typują osoby lub rodziny znajdujące się w najtrudniejszej sytuacji. Następnie osoby te są bardzo szczegółowo sprawdzane przez służby Włoch i konsulaty włoskie w Libanie i Etiopii. Po tym, jak otrzymają wizy terytorialne (pozwolenie na przebywanie na terenie Włoch - PAP), wspólnota organizuje ich przelot do Włoch. Po przyjeździe uchodźcy zamieszkują u rodzin i w parafiach, które zgłosiły chęć pomocy uchodźcom" - powiedział.
Jak poinformował Signifredi, w ramach zakończonej już pierwszej fazy projektu Włochy przyjęły już 1000 Syryjczyków z Libanu; docelowo ma to być 2000 osób. "Podobne umowy ze Wspólnotą Sant'Egidio, a także lokalnymi episkopatami oraz Caritas, podpisały rządy Francji i Belgii. Rząd belgijski podpisał umowę na sprowadzenie 150 osób, francuski - 500. Pierwsze grupy już dotarły - 15 osób przyjechało do Brukseli, 50 osób dotarło do Paryża; reszta ma dotrzeć w ciągu 2 lat" - poinformował.
Wyjaśnił, że kolejnym etapem programu jest pomoc nowo przybyłym w integracji z krajem przyjmującym. "Plusem programu jest to, że pomagamy tym osobom zrozumieć naszą kulturę np. uchodźcy otrzymują od razu kopię włoskiej Konstytucji w swoim języku. W ten sposób chcemy pokazać im, dokąd przybyli. Przybliżamy im naszą historię, kulturę i ważne dla nas wartości takie jak demokracja oraz równość kobiet i mężczyzn" - podkreślił.
W ocenie Signifredi, rozróżnianie pomiędzy uchodźcami a imigrantami ekonomicznymi jest ważne, jednak wspólnota Sant'Egidio pomaga wszystkim. "Oczywiście, ci, których życie jest zagrożone, muszą być przyjęci w pierwszej kolejności. Ale ci, którzy uciekają z niesprawiedliwego systemu gospodarczego - np. zarabiają dolara na dzień i pracują 10 godzin dziennie - mają do tego prawo, tak samo jak ci uciekający przed wojną. Pozostaje tylko kwestia tego, czy nasze kraje chcą ich przyjąć" - zaznaczył.
Dzień Migranta i Uchodźcy jest obchodzony w Kościele katolickim w drugą niedzielę po uroczystości Objawienia Pańskiego, zwanej w tradycji świętem Trzech Króli. W tym roku odbędzie się po raz 104. Jak wskazuje instrukcja Papieskiej Rady ds. Duszpasterstwa Migrantów i Podróżujących z 1978 r., dzień ten jest pomyślany jako "okazja dla pobudzenia wspólnot chrześcijańskich do odpowiedzialności wobec braci migrantów oraz do obowiązku współdziałania w rozwiązywaniu ich różnorakich problemów".