Władze samorządowe wybierzemy w tym roku inaczej. Nowy Kodeks wyborczy nie jest zamachem na demokrację, ale wszystkie wątpliwości będzie można rozstrzygnąć dopiero po wyborach przeprowadzonych według nowych zasad.
O potrzebie zmiany ordynacji wyborczej PiS mówiło już od 2014 r., kiedy okazało się, że na skutek nieprzejrzystych procedur oraz wadliwie przygotowanej karty do głosowania ponad 17 proc. głosów oddanych w wyborach do sejmików wojewódzkich było nieważnych. Największym beneficjentem tych nieprawidłowości zostało PSL, które nieoczekiwanie w sejmikach zdobyło ponad 23 proc. głosów, a więc znacznie więcej aniżeli w innych wyborach. Nie potwierdziły się jednak oskarżenia, że wybory były sfałszowane. Ale skala nieprawidłowości była tak duża, że zmiany były konieczne. Problem w tym, że PiS swój Kodeks wyborczy przygotowało w ostatniej chwili, bez konsultacji społecznych, a nawet bez dyskusji we własnym klubie parlamentarnym, choć w tym gronie jest sporo doświadczonych samorządowców. Efekt był taki, że na sali sejmowej wnioskodawcy musieli do własnego projektu zgłaszać liczne poprawki. Część błędów korygowano dopiero w Senacie.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Andrzej Grajewski