„Modlitwa o dobrą śmierć to trauma dla ośmiolatka” – to tytuł tekstu z "Gazety Wyborczej" (Magazyn Katowice, 29.12.2017). Autorka Magdalena Warchala zareagowała na skargę mamy chłopca, który uczestniczył w roratach w jednej z katowickich parafii.
Kuba był „smutny, małomówny, osowiały” – mówi mama. „Chodził smutny przez całe święta”. Powodem tej sytuacji, zdaniem mamy chłopca, było zadanie, które otrzymał na roratach „Pomódl się do św. Józefa o dobrą śmierć”. Autorka tekstu przywołuje wyjaśnienia Gabrieli Szulik, redaktor naczelnej "Małego Gościa Niedzielnego", który przygotował materiały na tegoroczne roraty poświęcone św. Józefowi. Szulik przypomina, że ten jeden roratni dzień był poświęcony św. Józefowi jako patronowi dobrej śmierci. Ten patronat wywodzi się stąd, że św. Józef według tradycji umierał otoczony miłością Maryi i Jezusa. Taki jest chrześcijański ideał „dobrej śmierci” – umierać blisko kochających osób i w przyjaźni z Bogiem, z Jezusem. Dziennikarka uznała jednak, że autorom materiałów roratnych zabrakło wyczucia, bo modlitwa o dobrą śmierć może wywoływać u dzieci lęk i smutek. „Bo skoro już teraz trzeba się o śmierć (tu autorka opuściła słowo „dobrą”, co jest kluczowe!) modlić, to może ona nadejdzie lada chwila? Może nawet jeszcze przed pierwszą gwiazdką i wigilią?” – dywaguje dziennikarka.
Tak się składa, że to akurat ja opracowywałem materiał na ten konkretny dzień roratni. Więc czuję się wywołany do tablicy. W pełni rozumiem to, że dla niektórych dzieci (dla dorosłych także) samo sformułowanie „dobra śmierć” może wydawać się dziwne. Rozumiem również, że „modlitwa o dobra śmierć” może uchodzić za rzecz szokującą. A jednak. Sądzę, że warto mówić dzieciom w mądry, wierzący sposób o śmierci. Zresztą, taką opinię wyraża w artykule psycholog („rodzice nazbyt chronią dzieci przed rozmowami o śmierci” - prof. Popiołek). Jaką śmierć chrześcijanie uznają za dobrą? Mówiąc najprościej, to taka śmierć, po której człowiek trafia do nieba (a co najmniej do czyśćca). Chrześcijaństwo bez eschatologii traci sens. Wierzymy, że Chrystus pokonał naszą śmierć. To jest podstawowa nadzieja, którą głosi Ewangelia. Śmierć staje się dobra dzięki Jezusowi. Ponieważ Józef umierał w obecności Jezusa został uznawany za patrona dobrej śmierci. Dziś dzieci w grach komputerowych czy w kreskówkach oglądają codziennie sceny śmierci, setki razy. Czy rozumieją, co to oznacza? Zapewne nie. Mały Kuba, który przeżył mocno śmierć swojej babci, zmierzył się może po raz pierwszy w życiu na serio z dramatem śmierci. I chyba nie chodzi tylko o to, by pomóc dziecku wyjść z emocjonalnego wstrząsu, ale to znakomita okazja do przywołania prawdy, że babcia poszła do Boga, że śmierć nie jest wcale końcem, ale początkiem nowego, lepszego życia. Że kiedyś się spotkamy w Domu Ojca i dlatego warto prosić o dobrą śmierć. Właśnie po to był ten odcinek rorat, by pomóc Kubie i jego mamie. Kto ma głosić tę nadzieję, jak nie wierzący rodzice, kto jak nie księża w Kościele czy katecheci na religii? Czy akurat na roratach? Trudno, mówiąc o św. Józefie, pominąć temat jego śmierci. Miał dobre życie, więc miał dobrą śmierć.
Przypomina mi się cudowna baśń Andersena o dziewczynce z zapałkami (nota bene cała jej akcja to metafora Bożego Narodzenia). Akcja toczy się w Wigilię. Tytułowa bohaterka umiera z zimna. „Ranek noworoczny oświetlił martwą postać trzymającą w ręku zapałki; z których garść, była spalona”. Ale zanim umarła zobaczyła swoją zmarłą babcię. „Babuniu – zawołała dziewczynka – o, zabierz mnie z sobą! (…) Babunia nigdy przedtem nie była taka piękna i taka wielka; chwyciła dziewczynkę w ramiona i poleciały w blasku i w radości wysoko, a tam już nie było ani chłodu, ani strachu – były bowiem u Boga”. Dobra śmierć, choć w same święta. Może za rzadko czytamy dzieciom baśnie Andersena?