Utrzymane w nieśpiesznym, kontemplacyjnym rytmie „Narodzenie” Hardwicke to film epicki i jednocześnie bardzo osobisty.
Fenomenalne przyjęcie „Pasji” Mela Gibsona sprawiło, że niektóre hollywoodzkie wytwórnie po 2004 roku podjęły starania o pozyskanie widowni chrześcijańskiej. Studio filmowe New Line Cinema, jedno z 10 największych w USA, przystąpiło w 2005 r. do prac nad „Narodzeniem”, filmem opowiadającym o narodzeniu Jezusa.
New Line Cinema ma w swoim dorobku takie „krwiste” produkcje jak m.in. cykl „Koszmar z ulicy Wiązów”, czy „Teksańską masakrę piłą mechaniczną”. Najbardziej dochodowym przedsięwzięciem w historii firmy okazała się jednak trylogia „Władca pierścieni”. Być może sukces trylogii zachęcił producentów do nakręcenia „Narodzenia”, które powstało w iście ekspresowym tempie.
Catherine Hardwicke, autorka filmu, zanim została reżyserem, pracowała jako scenograf, stąd film imponuje dbałością o scenografię, kostiumy i wierność realiom epoki. „Narodzenie” jest trzecim filmem w dorobku reżyserki, która rozgłos zyskała „Trzynastką”, dramatem o trudnym wchodzeniu w życie amerykańskiej nastolatki. Jedną z pierwszych rzeczy, które zrobiła, kiedy otrzymała propozycję nakręcenia filmu, było kupienie biletu na samolot do Izraela.
„Pojechałam tam i wynajęłam przewodnika, który oprowadził mnie po Jerozolimie i Nazarecie. Widziałam replikę Nazaretu z czasów Jezusa, gdzie ludzie starali się żyć tak, jak przed wiekami – nawet uprawiali rolę w tradycyjny sposób. To mnie zainspirowało: zrozumiałam, że ci ludzie chcą tego samego, co ja: chcą autentyczności i prawdziwego poczucia związku z historią”.
Później do Izraela pojechała cała ekipa, by przemierzyć tę samą trasę, którą dwa tysiące lat temu pokonali Maryja i Józef. Jednak ostatecznie zdjęcia do filmu nakręcono w Maroku i Włoszech. Po raz kolejny okazało się, że najbardziej odpowiednim miejscem do odtworzenia Ziemi Świętej jest włoska Matera, gdzie kręcił swój film Mel Gibson, a przed nim wielu innych. Tam przetrwały starożytne domy wykute w skale, tam też na potrzeby filmu wybudowano replikę Nazaretu i znaleziono odpowiednik Betlejem.
Utrzymane w nieśpiesznym, kontemplacyjnym rytmie „Narodzenie” Hardwicke to film epicki i jednocześnie bardzo osobisty. Wszystko to, co dzieje się przed narodzinami i później, widzimy oczyma Maryi i Józefa.
Autorka filmu stara się nie tylko przedstawić znaną wszystkim ewangeliczną opowieść, ale także przekazać nam, co działo się w duszy, głowie i sercu Matki Chrystusa. Co czuła młodziutka dziewczyna, kiedy dowiedziała się, że Bóg ją wybrał, by nosiła w sobie Jego Syna.
Hardwicke nie nadużywa efektów w pokazywaniu Bożej mocy. Posługuje się bardziej subtelnymi i jednocześnie prostymi środkami w rodzaju zmian w wiejącym wietrze czy w oświetleniu. Scenariusz filmu wiernie oddaje wydarzenia sprzed urodzenia Jezusa i niedługo po nim, które znajdujemy w Ewangelii. A ponieważ są one dosyć ubogie, scenarzysta posłużył się także własną fantazją w celu udramatyzowania akcji. Ale nie zakłócają one całości, są wplecione w narrację interesująco i wiarygodnie.
W biblijnych produkcjach jednym z kluczowych elementów jest obsada głównych ról. W „Narodzeniu” Matkę Jezusa zagrała z powodzeniem obdarzona oryginalną urodą Keisha Castle-Hughes. 16-letnia Australijka była najmłodszą aktorką, jaką kiedykolwiek nominowano do Oscara. W postać Józefa wcielił się Oscar Isaak.
*
Tekst z cyklu ABC filmu biblijnego
Edward Kabiesz /pd