„Nie ma takich spraw, które w demokratycznym kraju dawałyby prawo do samospaleń” – pisali. Dziś piszą zupełnie co innego.
Do samopodpaleń dochodziło u nas w ostatnich latach co najmniej dwukrotnie: we wrześniu 2011 roku oraz w czerwcu 2013 roku.
W 2011 roku przed Kancelarią Premiera podpalił się mężczyzna. Chciał w ten sposób zaprotestować przeciwko zwolnieniu z pracy w urzędzie skarbowym po tym, jak próbował ujawnić nieprawidłowości, do jakich miało tam dochodzić. „Gazeta Wyborcza” z 26 września 2011 roku atakowała czytelnika tytułem: „Terrorysta Adam Ż”. Autor pisał tam: „Szacunek dla cudzego nieszczęścia to ważna rzecz, ale muszę wreszcie to napisać: pod kancelarią premiera nie podpalił się szlachetny bohater, który walczy o wzniosłe cele”. Redaktor zauważał, że „nie ma takich spraw, które w demokratycznym kraju dawałyby prawo do samospaleń. Bo w demokratycznym kraju wszyscy się umówiliśmy, że problemy rozwiązujemy inaczej. Poprzez wolne media, partie polityczne, organizacje pozarządowe”. Komentarz do tej sprawy zamieścił wówczas w GW także Piotr Pacewicz w tekście pt. „Sprawa Adama Ż.: Nie wolno potępiać człowieka zdesperowanego”. Zwracał tam uwagę, że samobójstwo to akt rozpaczy i wołanie o pomoc. Przestrzegał przed pisaniem o samobójstwach z uwagi na „zaraźliwość” takich informacji. Również politycy wszystkich opcji apelowali, by nie wykorzystywać tego dramatu do celów politycznych.
Do podobnego wydarzenia doszło w 2013 roku. W tym wypadku jednak media ograniczały się do podawania raczej krótkich informacji dotyczących mężczyzny.
Zupełnie inna jest reakcja na niedawne samopodpalenie Piotra S. Daremny pozostał początkowy apel Dominiki Wielowieyskiej z GW, by sprawy nie rozpatrywać w kategoriach politycznych. Odcięła się od niego reżyser Agnieszka Holland w swoim liście do redakcji OKO.press. Czyn Piotra S. porównała do aktów Palacha i Siwca. To, co zrobił, jest według niej aktem bohaterstwa. Piotr Pacewicz, który kilka lat wcześniej przestrzegał przed gloryfikowaniem samobójstwa, tym razem czyn ten nazywa „najwyższą ofiarą”. Twierdzi, że „nie był to żaden szalony odruch, to była przemyślana decyzja”, a samobójstwo nazywa „protestem”. 30 października ukazał się tekst Marcina Wójcika w Dużym Formacie, w którym autor sugeruje, że samospalenie nie miało związku z depresją Piotra S., ale był to racjonalny czyn. Magdalena Środa wręcz gloryfikuje czyn desperata, tytułując swój felieton w GW: „Piotr S. Bohater naszych nędznych czasów”. Jest tam też wywiad z psycholog Zofią Milską-Wrzosińską, w którym przeczytamy między innymi o tym, że Polacy czują „lęk, którego nie było od upadku PRL-u” a o samej tragedii, że „to się musiało zdarzyć”. Na stronach internetowych Wyborczej pojawia się zaproszenie na milczący marsz ku czci „Szarego Człowieka”.
Już te przykłady pokazują, jak bardzo punkt widzenia podobnych tragedii zależy od bieżącej polityki.
Grzegorz Czerwiński