Niemiec biskupem Krakowa

Papież nazywający w jednej bulli i polskiego króla, i wielkiego mistrza krzyżackiego umiłowanymi synami – to jakiś brak rozeznania sytuacji politycznej czy… obraz zjednoczonej Europy?

Takie debaty to już niemal gatunek wymarły. Z jednej strony bowiem mamy pyskówki w telewizyjnych niby-dyskusjach, gdzie nikt nikogo nie słucha, z drugiej – ceremonialne spotkania ze składem przytakujących sobie nawzajem „dyskutantów”. „Teologia Polityczna”, jedno z najciekawszych obecnie środowisk intelektualnych w Polsce, zorganizowała wczoraj na Zamku Królewskim w Warszawie coś, co zupełnie nie mieści się w obu tych kategoriach. Konferencja, której tytuł „Europa – kryzys i nadzieja” być może budził obawy przed niezbyt porywającym ciągiem akademickich paneli, okazała się prawdziwą intelektualną i duchową ucztą i zarazem odtrutką na zerojedynkowe i czarno-białe „referowanie rzeczywistości”. Nie żeby prelegenci i dyskutanci nie mieli wyrazistych poglądów, przeciwnie – wyrażane opinie oddawały temperaturę sporu o tytułowy kryzys i źródła nadziei dla Europy. Ale zarazem były to opinie naszpikowane takim poziomem erudycji (czyli konkretów), której często brakuje w naszych publicystycznych pytaniach-odpowiedziach.

Nie miejsce tu na referowanie całości długiej konferencji, ale na jeden wątek warto zwrócić uwagę: wystąpienie, właściwie wykład abp. Grzegorza Rysia, a następnie recenzje, w tym również jego (wykładu) rzeczowa krytyka ze strony dyskutantów. Pomijam już sam fakt, że tak się da rozmawiać: najpierw wysłuchać wykładu, do którego tez – można odnieść wrażenie – nie ma się jak doczepić, by następnie… przyznać rację niektórym wątpliwościom zgłaszanym przez recenzentów. Szczególną uwagę przykuł wątek (on też wzbudził najwięcej kontrowersji), w którym abp Ryś mówił o źródłach jedności europejskiej. Ponieważ w wielu publicystycznych tekstach pojawia się często przykład średniowiecznej Christianitas, na której należałoby się wzorować, rodzi się pytanie, czy aby na pewno wszyscy jej zwolennicy wiedzą, o czym mówią. Bo samo hasło „chrześcijańskich wartości” i porządku na nich zbudowanego jest dość pojemne.

Abp Ryś tymczasem przywołał przykład najstarszego rękopisu przechowywanego w Polsce („Praedicationes”, czyli „Kazania”) pochodzącego z VIII wieku, z terenu północnej Italii. Spisany został on przez irlandzkiego mnicha, a do Krakowa trafił z Kolonii za pośrednictwem niemieckiego duchownego, Aarona, który został biskupem krakowskim. „Ilekroć patrzę na tę księgę, tylekroć myślę właśnie o jedności Europy” – mówił abp Ryś. „Ona jest zakodowana w tej księdze: napisanej we Włoszech przez irlandzkiego mnicha, przywiezionej do Krakowa przez niemieckiego mnicha, który został tu biskupem. Dzisiaj to jest niewyobrażalne. Czy ktoś sobie dziś wyobraża niemieckiego mnicha jako biskupa w Krakowie? Dziś jest problemem przeniesienie biskupa z Krakowa do Łodzi – dodał z żartem łódzki arcybiskup nominat.

Mówiąc o idei Christianitas, przywołał Będę Czcigodnego, dla którego Europa była już świadomą siebie wspólnotą różnych narodowości, ale tej samej wiary („fides”), która wyznacza jej jedność. „Ta jedność w Europie średniowiecznej nie była jednak aż tak wzorowa, gdyż miała też swoje elementy ograniczające lub wykluczające” – mówił abp Ryś. „Nie każdy urodzony w Europie był Europejczykiem i nie miał pełni wynikających z tego praw” (np. nie mieli ich heretycy, żydzi czy poganie – i do tego wykluczenia akurat chyba nie chcielibyśmy wracać, mając chociażby doświadczenie wykluczenia chrześcijan ze społeczności zdominowanych przez muzułmanów). Jeszcze mocniej zabrzmiał cytat z bulli papieża Marcina V do Zbigniewa Oleśnickiego z 1423 roku. Dokument papieski odnosił się do sytuacji, w której przyszyły biskup krakowski uczestniczył w walce, broniąc króla Władysława Jagiełły. Otóż papież w bulli mówi o… umiłowanych synach – królu polskim i wielkim mistrzu krzyżackim. „W ten sposób papież wskazywał politycznym wrogom jedność znacznie głębszą niż spór; przypominał, że są członkami wielkiej rodziny”, mówił abp Ryś. Czyżby papież i Watykan miał kiepskie rozeznanie w sytuacji politycznej? Wychowani na PRL-owskiej narracji historycznej, w której konflikt polsko-krzyżacki był przedstawiany jako starcie cywilizacji słowiańskiej z germańską, zapewne w taki sposób spontanicznie reagujemy na podobne sformułowania papieża. Gdy tymczasem ten konflikt był rzeczywiście kłótnią w rodzinie. Nawet jeśli był to – na co zwrócili uwagę krytycy wykładu abp. Rysia – konflikt realny, z całą gamą złych emocji i realnych krzywd. W tym nazewnictwie „umiłowani synowie” nie chodzi zatem bynajmniej o próbę udawania, że konfliktu nie ma. Tak jak i dzisiaj nie trzeba udawać, że nie dzielą nas w Europie spory a to o Brexit, a to o mniejszość polską w Niemczech, a to o pracowników delegowanych czy wymianę ciosów słownych między przywódcami państw. Tylko czy w tej temperaturze sporu wyobrażamy sobie naszą własną reakcję na list papieża, gdyby ten nazwał w nim skonfliktowanych liderów umiłowanymi synami? Zapewne każda ze stron uznałaby to za próbę relatywizowania odpowiedzialności tego drugiego. A co dopiero w sytuacji prawdziwej wojny (spór polsko-krzyżacki nie toczył się przecież na Facebooku…). Kalki, a właściwie kagańce polityczne, jakie nakładamy sobie sami w naszym „referowaniu rzeczywistości”, nie pozwalają nam w gruncie rzeczy zrozumieć tego, czym miałaby być jedność europejska oparta na chrześcijańskich wartościach. Chociaż bardzo chętnie się na tę ideę powołujemy.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Jacek Dziedzina Jacek Dziedzina Zastępca redaktora naczelnego, w „Gościu” od 2006 roku, specjalizuje się w sprawach międzynarodowych oraz tematyce związanej z nową ewangelizacją i życiem Kościoła w świecie; w redakcji odpowiada m.in. za kierunek rozwoju portalu tygodnika i magazyn "Historia Kościoła"; laureat nagrody Grand Press 2011 w kategorii Publicystyka; ukończył socjologię na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, pracował m.in. w Instytucie Kultury Polskiej przy Ambasadzie RP w Londynie, prowadził również własną działalność wydawniczą.