Mediami społecznościowymi wstrząsnęło nagranie, na którym Nepalka wyzywa brytyjską turystkę. Powodem miał być spór o cenę herbaty. Nepalczycy szybko potępili i ukarali góralkę. Właściciele schronisk mówią, że targowanie się turystów przekracza granice przyzwoitości.
Gemma Wilson, 35-letnia Brytyjka ucieka, ile sił w nogach. Z przenośnej kamery GoPro widać biegnącego z przodu jej 15-letniego syna. Górski szlak na wysokości ponad 4400 m n.p.m. skręca i Gemma odwraca się w stronę zagrożenia.
Za nią biegnie Nepalka, wymachując sztachetami. Góralka również się zatrzymuje i zaczyna ciskać kamienie w stronę Brytyjki. "Proszę! Przepraszam! Zostaw mnie w spokoju!" - woła przerażona Gemma.
Nepalka podchodzi bliżej i bierze zamach na turystkę, lecz nie uderza. "Wy obcokrajowcy, bogaci, a 150 rupii to dużo? Przyjeżdżacie do Nepalu, targujecie się, pokój za darmo, zniżka. To są góry!" - krzyczy, nie panując nad sobą.
Wyzywa turystkę od psów i osłów. Łamanym angielskim przeplatanym z lokalnym językiem krzyczy, że to góry, a nie Katmandu lub Pokhara i na tę wysokość wszystko, herbatę i cukier, wnoszą konie. Jeden transport kosztuje 2 tys. rupii. "150 rupii i ty się targujesz?" - powtarza.
"Zanim coś kupię, zawsze pytam, ile coś kosztuje, ale tym razem nie spytałam" - tłumaczyła dziennikowi "The Daily Mirror" pani Wilson. "Kiedy wstałam, ona powiedziała, że herbata kosztuje 150 rupii (5 zł). Zapłaciłam, ale powiedziałam jej, że cena jest mocno zawyżona" - dodała. Jej zadaniem herbata powinna kosztować 50 rupii.
Brytyjka chwilę później zatrzymała się, żeby sfotografować szyld skromnego sklepiku z herbatą między Ledhar i Thorang Phedi na szlaku wokół Annapurny. Najwyraźniej to wzburzyło Nepalkę. Gemma opowiadała brytyjskiemu dziennikowi, że gdyby stawiła opór, niechybnie straciłaby życie. Skończyło się na kilku siniakach.
Filmik z kamery szybko zaczął się rozchodzić w mediach społecznościowych. Nepalscy internauci mówili o wstydzie na świecie i wzywali do przykładnego ukarania kobiety. Nepalska Izba Turystyki szybko przeprosiła za incydent.
"Zaraz, zaraz. Chwileczkę. Oczywiście ściganie turystów z kamieniami i kijami jest nie do zaakceptowania, ale równie skandaliczne jest targowanie się o ceny. Niewiele jest miejsc na świecie, gdzie na ponad 4000 m n.p.m. można napić się herbaty" - mówi PAP Raj Gyawali, właściciel agencji turystycznej Social Tours z Katmandu.
Gyawali jest jednym z najbardziej poważanych przedsiębiorców w branży, od kilkudziesięciu lat prowadzi swoją agencję i promuje tzw. odpowiedzialną, etyczną turystykę. Płaci uczciwe stawki swoim przewodnikom i tragarzom oraz aktywnie włączył się w kampanię walki z fałszywymi sierocińcami, które wykorzystują dzieci i wolontariuszy-turystów.
Jego zdaniem Izba przegapiła okazję, żeby wytłumaczyć, jak ciężkie jest życie w górach i jak ciężko ludzie tam pracują, żeby zapewnić turystom komfort. "To jest kraj, który kładzie liny, drabiny, przygotowuje obozowiska, a w nich prysznice, toalety i zapewnia kucharzy, tragarzy, przewodników, ratuje podróżników z opresji. Wszystko za grosze" - podkreśla.
"To jeden z najbardziej przyjaznych dla turystów krajów, z fantastycznymi, miłymi ludźmi" - mówi PAP Alex Clifford z Londynu. Alex wraca do Nepalu niemal co roku od ponad 10 lat. "Trasy są świetnie przygotowane, wszędzie wygodne schroniska. Nigdy nie miałem żadnych problemów" - podkreśla.
"Turyści czytają, że Nepal jest biednym krajem i o wszystko trzeba się targować" - tłumaczy PAP Jenny Adhikari, przewodniczka ze Szwecji, która pracuje w Nepalu od kilkunastu lat. "Często nie zdają sobie sprawy, że zwykła herbata może kosztować grosze w Katmandu, a sporo więcej w górach. Wtedy targują się i dokręcają ludziom śrubę" - dodaje.
"Turyści targują się, bo nie chcą wyjść na frajerów. Długo oszczędzam pieniądze na wyjazd do Nepalu, ale jednak idę na piwo do knajpy w Katmandu, gdzie kosztuje 500 rupii (17 zł)" - opowiada Alex. "Szczerze mówiąc targowanie się o grosze wysoko w górach, gdzie ludzie muszą w sezonie zarobić na cały rok, jest niepoważne" - zauważa.
"W górach społeczne komitety ustalają cenniki poszczególnych potraw i herbaty w zależności od wysokości nad poziomem morza. Ale turyści targują się i wymuszają na właścicielach schroniska zniżki i nawet darmowe pokoje" - mówi PAP Lakhpa Tamang, który prowadzi schronisko i piekarnię Dorje w Kyanjin Gompie, ostatniej osadzie na trasie w Langtangu. Tamang jest też liderem swojej społeczności i członkiem komitetu odbudowy Langtangu.
"W czasie trzęsienia ziemi ludzie w Langtangu stracili nie tylko członków własnych rodzin, ale domy, często cały dorobek życia i źródło dochodu. Jest naprawdę ciężko. A jednak jakoś dwa lata po katastrofie się odbudowują" - opowiada, dodając, że problem z targowaniem się "do kości" nie jest nowy, ale teraz nabiera innego wymiaru.
Jego zdaniem to mały cud, że po trzęsieniu i blokadzie ekonomicznej kraju w 2015 r., kiedy wszystko znacznie podrożało, turystyka jednak odżyła. "Zrobiliśmy wszystko, żeby znów otworzyć i zabezpieczyć szlak. Turysta nie zobaczy większej różnicy, bo ludzie boją się za bardzo podnosić ceny" - dodaje.
"Nepalczycy nie chcą być postrzegani jako biedacy i ofiary. Mają swoją dumę i za uczciwą pracę chcą po prostu uczciwego zarobku" - wyjaśnia Jenny Adhikari.
Nepalska policja zamknęła tymczasowo sklepik Nepalki, która zaatakowała brytyjską turystkę.