W październiku 2010 roku Niemcy zapłaciły ostatnią ratę odszkodowań dla Wielkiej Brytanii i Francji… za I wojnę światową. Pewnie do dziś Francuzi i Anglicy rumienią się ze wstydu, że tyle lat po wojnie nękali swoich niemieckich partnerów.
Trudno pisać o tym bez ironii czy nawet sarkazmu. Pomijając bowiem różne okoliczności historyczne, w jakich zapadały decyzje o reparacjach wojennych dla Francji i Wielkiej Brytanii, a także to, że dotyczyły one I wojny, a my mówimy głównie o II wojnie, pomijając także spór prawny o domniemane (czy raczej rzekome) zrzeczenie się przez Polskę odszkodowań, głównym argumentem, jakim żonglują przeciwnicy podejmowania tego tematu, jest „zamierzchłość” sprawy. Krótko mówiąc: zbyt wiele czasu upłynęło, by do tego wracać. I dalej: zbyt wiele nas z Niemcami łączy, by podnoszeniem kwestii odszkodowań psuć dobre relacje z sąsiadami. Tymczasem niezależnie od motywacji samych pomysłodawców, którzy wpuścili ten temat w obieg, i niezależnie od możliwości politycznych oraz prawnych w ewentualnym wyegzekwowaniu jakichkolwiek reparacji, jedno jest pewne: jako kraj, który poniósł najwięcej strat materialnych i ludzkich w czasie II wojny światowej, jesteśmy na szarym końcu beneficjentów jakiejkolwiek materialnej formy zadośćuczynienia.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Jacek Dziedzina