Już jest dawno po oblanym egzaminie, a on ciągle zdaje i nie pozwala sobie przerwać.
Na studiach będąc, miałem kolegę, który tak oto zdawał jeden z egzaminów.
– Co pan czytał? – zapytał go profesor.
– No, tego… no…, jak to się nazywało… – bił się dłonią po czole kolega.
– No dobrze, i co jeszcze? – przerwał mu egzaminator.
– No, jeszcze to…, no… – tym razem kolega bił się po kolanie.
– A to pan czytał? – zapytał profesor, rzucając tytułem jednej z lektur.
– Tak! – zawołał bez namysłu kolega.
– To proszę powiedzieć, jaka tam jest rola ojca.
– Oooo, bardzo istotna, bez ojca ta rodzina nie dałaby sobie rady… bla, bla, bla – brnął, aż w mózgu zgrzytało.
– A jak pan wyjaśni fakt, że ojciec w tej książce prawie wcale się nie pojawia? – zapytał egzaminujący.
Zwykły student-łgarz już by w tym momencie skapitulował na zasadzie „wstydu oszczędź”, ale kolega był niezwykły.
– Owszem, ojciec pojawia się tam bardzo rzadko, ale jego postać występuje tam jakby w tle, wywierając istotny wpływ na funkcjonowanie rodziny, bla, bla, bla – ciągnął.
– No, ma pan rację, słuszna obserwacja – powiedział profesor i… zaliczył mu egzamin.
Ta historia przypomina mi się w kontekście Lecha Wałęsy, który jest z pewnością jeszcze bardziej niezwykły niż mój kolega. Wałęsa to mistrz świata w chodzeniu w zaparte. On nie zaliczył, a jednak nie przyjmuje tego do wiadomości. Inny, w obliczu niepodważalnych dowodów, już by się poddał – on nie. Już jest dawno po oblanym egzaminie, a on ciągle zdaje na piątkę i nie pozwala sobie przerwać. Wygląda to tak, jakby chciał dociągnąć to zdawanie do śmierci i paść na polu walki, razem z wyczerpanym egzaminatorem.
Ta metoda jest nawet do pewnego stopnia skuteczna, bo działa na emocje, a to emocje rządzą opinią społeczną. Choć były prezydent przegrał, robi wrażenie, że jest ciągle w grze. Gdy w kółko mówi, robi wrażenie, że jeszcze wszystkiego nie powiedział. A że wrażenie bywa silniejsze od faktów, wciąż są osoby, które wolą wierzyć swojemu wrażeniu niż dowodom. A przynajmniej tak mówią. Za szczytowy przykład takiej postawy można uznać wypowiedź Bartosza Kramka z osławionej fundacji „Otwarty Dialog”. – Nie czytałem teczki TW „Bolek”, ale widziałem film Andrzeja Wajdy. Wierzę w film Wajdy i w rolę, jaką odegrał Lech Wałęsa. – powiedział Kramek.
Inaczej mówiąc: Wierzę w pomnik, bo zrobił go słynny rzeźbiarz. Co mi tam, jak było naprawdę. Nie sprawdzałem i nie chcę sprawdzać. Wałęsa jest nieskazitelny, bo chcę, żeby był nieskazitelny. I tak ma zostać. Cały świat wierzy w nieskazitelność Wałęsy, jak można tak niszczyć nasze dobro narodowe? Jak można tak opluwać nasz najlepszy hit eksportowy?
Być może grono takich wyznawców (mniej lub bardziej szczerych) motywuje byłego prezydenta, żeby trwał przy swojej wersji i utrudnia mu wciąż możliwe podjęcie właściwej decyzji. Z pewnością zawiódłby ich, gdyby po prostu powiedział prawdę, bo oni zwyczajnie nie chcą jej znać. W innym wypadku zauważyliby, że Lech Wałęsa nawet całkiem niedawno przyznał się, że brał pieniądze od bezpieki. Zrobił to, co prawda, mimochodem, ale zrobił. Konkretnie 13 lipca w programie Moniki Olejnik. „To bezpieka mi służyła, a nie ja! To oni wykonywali wszystko to, co ja chciałem. Chciałem mieszkanie, musieli mi dać. Chciałem pieniądze, musieli mi dać. Chciałem jeszcze większe, to nie chcieli ze mną pracować. To większego bohatera chcecie?” – rozochocił się były prezydent. Kiedy zdziwiona dziennikarka, idąc tym tropem, zapytała go o wątek współpracy, usłyszała wściekłe: „Co pani pie****?”.
Tak to działa – Lech Wałęsa mówi. Mówi, mówi, mówi. Dużo mówi, więc walka trwa. A że aktualnie stoi po stronie politycznego słuszniactwa, można go przedstawiać jako ofiarę polskiej dyktatury, która szarga narodowe świętości.
Wałęsa, oczywiście, jest ważną postacią naszej historii i to się nie zmieni. Istotne jest jednak to, jakiego rodzaju to będzie ważność. Potrzebujemy prawdziwego Lecha Wałęsy, który, jak każdy, miał w swoim życiorysie rzeczy małe i wielkie. Gdyby się przyznał do tych pierwszych, te drugie wcale by na tym nie ucierpiały. Ludzie dawno by mu wybaczyli, ale skoro nie chce się do nich przyznać, gra toczy się dalej. Wałęsa dalej udaje swój pomnik, a wyznawcy jego pomnikowości dalej udają wiarę, że to pomnik idealny.
I wszyscy na tym tracą. Zgodnie z powiedzeniem, że najgorsza prawda jest lepsza od najlepszego kłamstwa.
Franciszek Kucharczak Dziennikarz działu „Kościół”, teolog i historyk Kościoła, absolwent Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, wieloletni redaktor i grafik „Małego Gościa Niedzielnego” (autor m.in. rubryki „Franek fałszerz” i „Mędrzec dyżurny”), obecnie współpracownik tego miesięcznika. Autor „Tabliczki sumienia” – cotygodniowego felietonu publikowanego w „Gościu Niedzielnym”. Autor książki „Tabliczka sumienia”, współautor książki „Bóg lubi tych, którzy walczą ” i książki-wywiadu z Markiem Jurkiem „Dysydent w państwie POPiS”.