Protesty miały być duże. Bardzo o to prosili ci, co mają wyższość moralną. I co?
Na niedzielny protest opozycji pod Sejmem gorąco wzywały przebrzmiałe autorytety. Adam Michnik wygłaszał żarliwe mowy, Władysław Frasyniuk straszył biernych odpowiedzialnością, Lech Wałęsa nawoływał w sieci do oporu (jego najświeższy wpis na FB brzmi: „Aby uchronić Ojczyznę od wojny domowej trzeba jak najszybciej aresztować około 15 ludzi z obecnej władzy w tym polityka Rydzyka”). „Gazeta Wyborcza” w sobotę apelowała z pierwszej strony: „Obudź się! Zatrzymajmy zamach stanu! Przyjdź w niedzielę o godz. 15 pod Sejm”. I kusiła: „Będziemy tam rozdawać specjalne wydanie „Wyborczej”.
Jakoś nie było strasznie dużo chętnych na ten rarytas. Policja szacowała, że 4 tysiące, ratusz, że kilkanaście tysięcy. No to przyjmijmy, że było, powiedzmy, 7 tysięcy. Wśród nich resztki KOD, komuniści z partii Razem, Zieloni, Kazimiera Szczuka…
Już ten skład powinien coś mówić tym, którzy nie wiedzą, co o tym wszystkim myśleć. To, jak do tej pory, kryterium niezawodne: jeśli nie wiesz, do czego zmierza dana awantura społeczna, zobacz, kto ją wszczyna. Dowiesz się w ten sposób, komu ona służy i kto się boi zmian.
Niedzielny protest pokazuje zatem, że składa się on głównie z najzagorzalszych czytelników „Gazety Wyborczej” i absolutnie nie może oznaczać, że Polakom nie podoba się to, co nie podoba się demonstrantom. To malutki proteścik w porównaniu np. do Marszu Niepodległości czy do manifestacji w obronie TV Trwam.
Wiedzą to organizatorzy i reszta lewicowych elit w Polsce. Są świadomi, że ostatnie manifestacje są świadectwem ich słabości, a nie siły społecznego oburzenia. Jednak nie mają nic innego. Żadnego pozytywnego programu. Jedynym hasłem, na jakie się zdobyli, jest „Odsunąć PiS od władzy”. Są więc w fatalnej sytuacji. Ich dramat dobrze obrazuje główny tekst na portalu NaTemat.pl z poniedziałkowego przedpołudnia. Tytuł brzmi: „Czego trzeba, żeby milion Polaków wyszło na ulice? Pytamy, co z Polską musi zrobić PiS, żebyśmy naprawdę się wkurzyli”.
Ano właśnie – to jest ich cel: żeby było milion wkurzonych. Bardzo ambitne i twórcze. Nie tam lepszy program dla rodzin, nie oferta jak naprawić sądownictwo, nie własna propozycja ws. podatków. Nic z tych rzeczy. Ich programem jest uciułać milion frustratów, bo z tymi paroma tysiącami to się nic nie zrobi.
A Polacy jakoś są uparcie niewkurzeni i za nic nie chcą uznać, że u nas sądy działają świetnie, a poprzednia władza była najlepsza, bo nic nie robiła poza odsuwaniem PiS od władzy. No i zarządzaniem „państwem teoretycznym”.
Franciszek Kucharczak Dziennikarz działu „Kościół”, teolog i historyk Kościoła, absolwent Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, wieloletni redaktor i grafik „Małego Gościa Niedzielnego” (autor m.in. rubryki „Franek fałszerz” i „Mędrzec dyżurny”), obecnie współpracownik tego miesięcznika. Autor „Tabliczki sumienia” – cotygodniowego felietonu publikowanego w „Gościu Niedzielnym”. Autor książki „Tabliczka sumienia”, współautor książki „Bóg lubi tych, którzy walczą ” i książki-wywiadu z Markiem Jurkiem „Dysydent w państwie POPiS”.