Czy w Polsce nadal z pełnym przekonaniem śpiewa się pieśń „My chcemy Boga”?
07.07.2017 13:21 GOSC.PL
Osoby doskonale pamiętające pierwszą pielgrzymkę Jana Pawła II do Polski nieuchronnie zbliżają się do wieku emerytalnego lub z jego dobrodziejstw już korzystają. Młodszym należy się pewien przypis do trzech słów znanej pieśni, przywołanych w Warszawie przez Donalda Trumpa.
Otóż na Placu Piłsudskiego (zwanym w 1979 Placem Zwycięstwa) czy na krakowskich Błoniach praktycznie nie było biało-czerwonych sztandarów, lecz kwiaty, nie skandowano patriotycznych haseł, bo trwał w najlepsze PRL. Wszystkie emocje, pragnienia i tęsknoty narodu skupionego wokół swego pasterza wyrażała ta właśnie pieśń: „My chcemy Boga!”. Więcej nie trzeba było mówić, bo dla każdego z nas wszystko było jasne. Intuicyjnie wszyscy czuliśmy, że jak Bóg będzie na pierwszym miejscu, to wszystko w Polsce będzie na swoim miejscu. Ta pieśń porywała wówczas dosłownie każdego, znana jest anegdota, jak spontanicznie wykonywała ją publicznie na Placu Zwycięstwa… Kalina Jędrusik.
Nasza historia nierozerwalnie związana jest z tymi trzema słowami. To właśnie w trakcie swojej pierwszej pielgrzymki do kraju Jan Paweł II dokonał na Błoniach bierzmowania dziejów, apelując byśmy „całe to duchowe dziedzictwo, któremu na imię Polska” przyjęli - „z wiarą, nadzieją i miłością”. Duch zstąpił i odnowił oblicze „tej ziemi”. Odzyskaliśmy wolność. A potem przyszły lata 90., gdy ten sam Jan Paweł II podczas kolejnej pielgrzymki próbował przywrócić w polskim życiu publicznym właściwą hierarchię wartości. I kolejne dekady, w których słowa pieśni wybrzmiewały coraz słabiej.
Wszyscy zauważyli spektakularny hołd, jaki Donald Trump złożył Polsce. Trudno nie docenić faktu, że prezydent największego światowego mocarstwa tak otwarcie mówi o Bogu, ochronie życia, przywiązaniu do wartości, znaczeniu rodziny i chrześcijańskiego dziedzictwa, dając światu Polskę za przykład. Warto jednak – gdy emocje opadną – zdobyć się na rachunek sumienia i głęboką refleksję: czy na ten hołd faktycznie zasługujemy.
Piotr Legutko