Geopolityka, interesy energetyczne, dawna nienawiść – każdy z tych czynników ma wpływ na dramat chrześcijan na świecie. W książce „Imigranci u bram” opowiada o tym ks. prof. Waldemar Cisło.
Tytuł wywiadu-rzeki z ks. Cisłą przeprowadzonego przez Pawła Stachnika może mylić. Nie jest to opowieść o ludziach przybywających z Afryki i Bliskiego Wschodu do Europy i rozważanie, ilu z nich ucieka przed wojną, a ilu chce ją przenieść na Stary Kontynent. „Imigranci u bram” to przede wszystkim raport o sytuacji chrześcijan prześladowanych w najróżniejszych zakątkach świata. Wiele miejsca poświęcono oczywiście Bliskiemu Wschodowi. Organizacja Pomoc Kościołowi w Potrzebie, której polskim oddziałem kieruje ks. Cisło zajmuje się m.in. wspieraniem ofiar wojen w Syrii i Iraku. Dzięki temu słowa ks. Cisły nie są tylko historyczną analizą relacji chrześcijańsko-islamskich, ale bazują na konkretnych historiach. I to jest największa zaleta książki.
Znikające chrześcijaństwo
Wywiad z ks. Waldemarem Cisłą pełen jest dramatycznych historii, ale i ciekawych obserwacji. Jak choćby ta, że w niektórych krajach chrześcijanie żyją we wspólnych wioskach razem z szyitami, albo sunnitami, ale nie ma wiosek, w których w pokoju żyliby szyici i sunnici. Poszczególne odłamy islamu są silnie skonfliktowane (choć interwencje państw zachodnich w Zatoce Perskiej sprawiły, że muzułmanów jednoczy wspólny wróg). Rozmówca Pawła Stachnika opowiada też o sytuacjach, z jakimi zetknął się podczas swojej pracy w niebezpiecznych dla chrześcijan krajach. W Nigerii jeden z mafiozów żyjący z porwań dla okupu dostawał od państwa pieniądze za to, żeby nie uprowadzał białych (i tak to zresztą robił). Ks. Cisło opowiada też o polskim księdzu przetrzymywanym przez lata w irańskim więzieniu, o prześladowaniach w Egipcie, gdzie męczenników jest tylu, że miejscowi chrześcijanie używają własnego kalendarza liturgicznego czy o kobiecie, która przeszła na islam, w obawie o los kilkuletnich córek. Tragiczne historie poszczególnych osób składają się na ponury obraz. W ciągu roku ginie – według różnych danych – od 105 do 170 tys. chrześcijan. Oznacza to, że wyznawca Chrystusa ginie gdzieś na świecie co 3-5 minut. W Iraku w 2003 r. żyło 1,5 mln chrześcijan. W 2015 r. było ich 250-350 tys. Co roku 60 tys. opuszcza kraj, więc jeśli nic się nie zmieni, za 5-6 lat chrześcijaństwo w tym kraju całkowicie zniknie.
Jesteś gotów zginąć?
Najbardziej niebezpiecznie jest oczywiście na Bliskim Wschodzie, w Afryce i Azji, ale sporo miejsca poświęcono też analizie sytuacji w Europie. Ks. Cisło zwraca uwagę, że ideologie, które narodziły się w epoce Oświecenia mają negatywne konsekwencje, które odczuwamy do dziś. Trudno się z tym nie zgodzić. Uznanie religii za coś, co ogranicza rozwój człowieka i cywilizacji spowodowało usuwanie wiary z życia publicznego i jej osłabienie. W efekcie tego islam, który kiedyś zagrażał Europie militarnie, ale przez wieki był skutecznie powstrzymywany, dziś Europę bez przeszkód zasiedla. Religijna pustka sprawia, że Europejczycy nie wiedzą, po co żyją. W konfrontacji z głęboko wierzącymi muzułmanami zateizowani mieszkańcy Zachodu nie mają przekonujących argumentów. Zdarza się wręcz, że sami przechodzą na wiarę proroka tłumaczącego świat i obiecującego raj. Dotyczy to nie tylko takich krajów jak Niemcy czy Francja, ale nawet Polski. Ks. Waldemar Cisło przytacza dane, według których w ciągu ostatnich 2 lat w samym tylko województwie dolnośląskim na islam przeszło 1,2 tys. młodych ludzi. Problem zderzenia post-chrześcijaństwa z wiarą Mahometa ilustruje historia przytoczona przez szefa PKPW. „Jak mówił mi pewien uczestnik odbywającej się w Brukseli konferencji zatytułowanej «Relacje nauka -biznes», jeden z obecnych na niej profesorów z Uniwersytetu Jagiellońskiego zapytał muzułmańskiego imama, który miał tam referat, czy dojdzie do konfrontacji między chrześcijaństwem a islamem. W odpowiedzi profesor usłyszał pytanie: Czy jest pan gotowy umrzeć za wiarę? Odparł, że nie. Na to imam: No to ma pan problem”. Skutki relatywizmu, ale i szokującą słabość w konfrontacji z cywilizacją z Bliskiego Wschodu pokazuje też sytuacja z Norwegii. Przebywający tam imigranci dokonali gwałtu na 3-letnim chłopcu. Po tym wydarzeniu szefowa organizacji prowadzącej 40 proc. ośrodków dla cudzoziemców stwierdziła, że Norwegowie muszą mieć świadomość, że to, co w jednej kulturze jest potępiane, w innej uchodzi za normę.
Reakcje europejskich elit wobec problemów na Bliskim Wschodzie i kwestii migracji rażą naiwnością i słabością. Jednak walka z terrorem za pomocą kredek i tatuaży z pszczołą nie jest jedyną skrajnością, w jaką można popaść. Drugą jest całkowita obojętność na los mieszkańców Syrii czy Iraku. Dlatego warto posłuchać tego, co mówi kierownik organizacji, dla której hasło pomocy uchodźcom na miejscu nie jest sloganem, tylko metodą codziennego działania.
Skomplikowane przyczyny
Rozmówca Pawła Stachnika zwraca uwagę, że problem bliskowschodni nie sprowadza się do jednego prostego mianownika. Geopolityka, interesy energetyczne, nienawiść pozostała po konfliktach z przeszłości, wrogość między religiami i między różnymi odmianami tej samej wiary – splot tych czynników sprawia, że konflikt wydaje się niemożliwy do rozwiązania. A cierpią na tym chrześcijanie, którzy atakowani są ze wszystkich stron. Ks. Cisło zwraca uwagę, że kiedy po interwencji w Iraku zachodni żołnierze opuszczali okupowane terytoria, sytuacja chrześcijan stawała się dramatyczna. Wcześniej obce wojska korzystały z ich pomocy, np. jako tłumaczy. Dlatego wyznawcy Chrystusa byli przez swoich sąsiadów uznawani za kolaborantów. Zaczęły się akty zemsty. Szef PKPW przytacza historię, kiedy w Iraku uprowadzono chrześcijańską dziewczynkę. Porywacze zadzwonili do jej rodziny i powiedzieli: Nie chcemy waszych pieniędzy, chcemy, żeby wam serce pękło.
Nie jest tajemnicą, że wiele krajów, w których toczą się mordercze konflikty dysponuje złożami ropy naftowej. Zamiast być źródłem zamożności społeczeństwa, cenne zasoby okazują się wtedy przekleństwem. To z ich powodu opłaca się walczyć o terytoria w Iraku czy Sudanie. „Syryjczycy mówią, że odkryto u nich bardzo duże złoża ropy naftowej i gazu – dodaje ks. Cisło. – Być może właśnie to było główną przyczyna rozpętania tej wściekłej wojny. Czy to prawda, dowiemy się za jakiś czas, bo jeśli te złoża rzeczywiście tam są, to kiedyś będą wydobywane”. Ropa naftowa jest też źródłem utrzymania Państwa Islamskiego. „Ekonomiści mówią, że z handlu ropą naftową [ISIS] ma około pięćdziesięciu milionów dolarów miesięcznie. Jaka instytucja terrorystyczna, mając taki stały dopływ gotówki nie będzie się rozwijała?” – pyta szef PKPW. Dodaje, że ktoś musi przecież być odbiorcą surowca sprzedawanego przez dżihadystów. Oskarżają się o to wzajemnie Rosjanie i Turcy. Jednak, co wiemy już z medialnych doniesień, klientami są też najprawdopodobniej firmy naftowe z krajów Unii Europejskiej. „Zanim dotrzecie do pokładów gazu i ropy naftowej, przejdziecie przez warstwy krwi męczenników chrześcijańskich” – powiedział kiedyś cytowany przez ks. Cisłę ks. Douglas Al-Bazi, który przez pewien czas sam był więziony przez terrorystów. Z kolei wybitny znawca muzułmańskiej cywilizacji jezuita Samir Khalil Samir twierdzi, że rozwiązaniem problemu radykalnego islamu byłby spadek ceny ropy do 10 dol. za baryłkę. Spadek cen tego surowca jest faktem już od kilku lat. Czy rzeczywiście uratuje to bliskowschodnich chrześcijan? Jakub Jałowiczor
„Imigranci u bram. Kryzys uchodźczy i męczeństwo chrześcijan w XXI w.”, Ks. Waldemar Cisło, Paweł Stachnik, Biały Kruk, Kraków 2017