Podział UE nie rozwiąże żadnego europejskiego problemu - powiedział w czwartek wiceszef MSZ ds. europejskich Konrad Szymański. Będziemy namawiać partnerów, by tego rodzaju recepty porzucić i znaleźć duży wspólny mianownik, żeby odbudować ufność w przyszłość Europy - dodał.
Wiceszef MSZ wziął udział w konferencji pt. "Przyszłość UE: po wyborach we Francji, przed decyzją Niemiec" w Centrum Prasowym PAP w Warszawie.
Prezes PAP Artur Dmochowski, który moderował debatę, nawiązał do dokumentu dotyczącego przyszłości strefy euro, w którym Komisja Europejska zaproponowała, by rozważyć stworzenie osobnego budżetu dla strefy euro.
Wiceminister, pytany o szanse na wypracowanie w Europie kompromisu co do przyszłości UE, odniósł się do postulatu "Unii wielu prędkości". Podkreślił, że wszystkie proste "teorie oparte o jakąkolwiek wersję podziału (UE) nie rozwiązują żadnego europejskiego problemu". Te problemy to - według niego - m.in. zadłużenie wewnętrzne, konkurencyjność gospodarki, a także zmieniająca się na gorsze pozycja handlowa Europy.
Jak zauważył Szymański, statystyki pokazują, że "niebawem już w pierwszej dziesiątce światowych potęg gospodarczych będzie tylko jedna gospodarka europejska". "To są rzeczy smutne, to są bardzo niedobre wiadomości dla nas wszystkich, ponieważ nasz status w kształtowaniu zasad handlu globalnego będzie po prostu coraz słabszy" - dodał.
W ocenie wiceministra w tym kontekście "podział Europy tylko przyspieszy proces obsuwania się Europy z głównego stołu, jeżeli chodzi o kształtowanie reguł". "To jest również bardzo zła wiadomość z punktu widzenia tego, co jest bardzo często w Europie podnoszone jako poważny problem związany z globalizacją, a mianowicie przechowanie czy zachowanie, czy uratowanie europejskiego modelu społeczno-gospodarczego" - zwrócił uwagę wiceszef MSZ.
Dodał, że jest to kwestia wykraczająca poza "czysto ekonomiczny dyskurs", ponieważ "dotyczy tego, jak żyjemy, jak wyglądają nasze społeczeństwa".
"Będziemy namawiali naszych partnerów, żeby tę receptę (opartą na podziale UE) porzucić i znaleźć po prostu duży wspólny mianownik, żeby naprawdę odbudować entuzjazm czy też ufność w przyszłość Europy" - zapowiedział.
Szymański zaznaczył, że przed Unią stoją "poważne wybory". "I to, co jest nowością, to fakt, że dzisiaj już nic nie jest pewne" - dodał.
Zastrzegł jednocześnie, że o ile problem dezintegracji Europy "przestał być teoretyczny", to nadal "jest bardzo oddalony". Realnym pytaniem jest natomiast - zaznaczył - to, czy UE "będzie trwała jako realna organizacja, realnie reprezentująca wszystkie państwa członkowskie, jako organizacja, która ma realny wpływ na otoczenie".
"To ma związek z problemem faktycznego podziału UE, czyli takich teorii integracji, które zakładają, że integracja przestaje być unitarna, przestaje być jednolita, a zaczyna być integracją wielu prędkości, dwóch prędkości, zmiennych geometrii, +core union+ - różne są teorie" - podkreślił Szymański.
Jak ocenił, to dzisiaj jest realny problem, podnoszony przez wielu. "W moim przekonaniu jest to związane z tym, że istnieje bardzo pilna potrzeba, także komunikacyjna, by sugerować czy też nawet symulować, że panujemy nad scenariuszami, że mamy scenariusze - dlatego odgrzewane są scenariusze, które w gruncie rzeczy mają często 20, czy nawet 30 lat i do tej pory nie cieszyły się aż tak dużym zainteresowaniem" - powiedział wiceszef MSZ.
Jego zdaniem w "wymiarze symbolicznym, politycznym, nierzeczywistym w istocie" można wyobrazić sobie np. "powołanie kogoś, kto mógłby się tytułować przynajmniej potocznie, medialnie ministrem finansów strefy euro, podobnie jak łatwo było powołać kogoś, kto potocznie jest nazywany ministrem spraw zagranicznych". Jednak rozpiętość między tą nazwą a realną rolą tego typu urzędów jest "diametralna" - ocenił Szymański.
Tym, co stanowi zaś - według niego - kluczową sprzeczność scenariuszy zakładających podział UE jest jednak fakt, że "skok integracyjny w strefie euro" musiałby zakładać pogodzenie "radykalnych sprzeczności" rozwojowych i fiskalnych eurolandu.
"Dzisiaj strefa euro to kraje, które mają nadwyżkę budżetową, ale w przeważającej części to kraje, które mają radykalnie nadmierne zadłużenie finansów publicznych; to zadłużenie finansów publicznych dzisiaj to jest ponad 9 bln euro" - powiedział wiceminister.
Według niego, aby myśleć o tym, by to zadłużenie spadło w strefie euro do wymaganego prawem poziomu 60 proc. w stosunku do PKB, musielibyśmy myśleć o transferze rzędu 3 bln euro. "Kiedy wsłuchamy się w tym samym czasie w dyskusje na temat w tym kontekście zupełnie drobnych pieniędzy, o których się mówi wokół konstruowania budżetu rocznego regularnej UE, to to są sumy radykalnie większe" - zauważył Szymański.
Jak dodał, jednocześnie, język dyskusji wokół regularnego budżetu UE wskazuje na to, że w państwach północy, które prowadzą ostrożną politykę fiskalną, "nie ma żadnej zdolności do tego, żeby nagle otworzyć kolejny kanał transferu pieniędzy w sumie nawet zbliżonej, nawet odrobinę zbliżonej do rangi wyzwań fiskalnych, które stają przed strefą euro".
"Jesteśmy koncepcyjnie w bardzo różnych momentach i w bardzo różnych punktach. To stwarza bardzo poważne problemy dla uzyskania istotnego poziomu kompromisu politycznego, uzyskania wystarczającego poziomu spójności politycznej Unii, jeśli chodzi o najważniejsze zagadnienia, które przed Europą obiektywnie stoją" - mówił wiceminister.
Według niego Polska nie chce "w żaden sposób przeszkadzać strefie euro w tym, żeby wyszła ona ze swoich wewnętrznych sprzeczności, trudności, kryzysów". "Chcemy, żeby strefa euro zrobiła wszystko, żeby możliwie szybko wyszła na prostą, ponieważ to jest ważny partner handlowy, ale również ważny partner polityczny w procesie unijnym, jako takim" - zapewnił.
Prof. Instytutu Europeistyki UW Tomasz Grzegorz Grosse ocenił, że obecnie widać energiczne próby, by zrealizować postulat Europy dwóch prędkości, co wiąże się z wyborem Emmanuela Macrona na prezydenta Francji. Jak dodał ekspert, forsowane przez niego pomysły nie są nowe, ale dziś w związku z mandatem politycznym Macrona znowu stały się nośne.
Grosse zgodził się z Szymańskim, że Niemcy mogą nie zaakceptować wszystkich propozycji związanych z Europą dwóch prędkości takich jak dystrybucja fiskalna, ale też pogłębienie integracji politycznej. Według nie to, czy do pogłębienia integracji dojdzie, przesądzi wynik wyborów parlamentarnych w Niemczech we wrześniu.
Zdaniem profesora, Polska stoi przed problemem, czy pozostawać w drugim kręgu integracji, czy w związku z pojawiającymi się pomysłami jej pogłębiania powinna raczej aspirować do pierwszego kręgu europejskiego. W jego ocenie "dużo większe ryzyka i niebezpieczeństwa kryją się za nagłym, przyspieszonym wejściem do strefy euro".
Grosse zauważył, że w czasie kryzysu zmienił się model zarządzania UE. "Osłabła Komisja Europejska, która przestała pełnić funkcję jaką pełniła kiedyś, czyli równego traktowania państw członkowskich. Częściej stała się albo wycofana, jest aktorem pasywnym, albo instrumentem w rękach najsilniejszych graczy" - podkreślił profesor.
Według niego we wszystkich politykach europejskich w okresie kryzysu widać było asymetrię relacji pomiędzy silniejszymi państwami a tymi, które nie zgadzały się na obrany przez mocniejszych graczy kierunek i - jak mówił - najczęściej ponosiły największe koszty.
Dyrektor Akademii Dyplomatycznej MSZ Jacek Czaputowicz zwrócił uwagę na ożywioną dyskusję wokół wspólnej polityki obronnej. Jak jednak podkreślił, "centralne państwa" UE kładą główny akcent na kwestię polityki zbrojeniowej, czyli de facto gospodarczej, a nie na kwestię gotowości do przyjścia z pomocą zagrożonym państwom.
Zaznaczył, że kwestia obronności również rodzi podziały pomiędzy państwami członkowskimi. Jedną z linii podziału jest stosunek do NATO i Stanów Zjednoczonych; podział ten pogłębił się jeszcze od czasu wyborów prezydenckich w USA. "Państwa takie jak Wielka Brytania, Polska, Dania opowiadają się za silnym, trwałym sojuszem z USA, umocnieniem roli NATO i pełnieniu przez wspólną politykę i obrony roli uzupełniającej" - mówił. Podkreślił, że Francja i Niemcy raczej dążą do samodzielności Europy w kwestii militarnej.
Wiceprezes Polskiego Towarzystwa Studiów Europejskich prof. Zbigniew Czachór zwrócił uwagę, że w osłabionej Unii problemem staje się dominacyjna rola państw, które przejmują zadania instytucji europejskich. W jego ocenie prowadzi to do faworyzowania najsilniejszych krajów we Wspólnocie.
Prezes Instytutu Badań nad Bezpieczeństwem, Energią i Klimatem dr Krzysztof Księżopolski, który także brał udział w konferencji, zauważył, że obecnie mamy do czynienia z supremacją polityki klimatycznej nad bezpieczeństwem energetycznym. Według niego UE tworząc międzynarodowy reżim ochrony klimatu do momentu kryzysu 2008 roku dawała narzędzia, które miały umożliwić gospodarce kilku państw UE ekspansję technologiczną.
"Po kryzysie 2008 roku pozycja UE w globalnych negocjacjach zaczyna się trochę obniżać i to spowodowało zmianę wektora polityki najsilniejszych państw, które zaczęły forsować regulacje na poziomie regionalnym chcąc wykorzystać lokalne rynki do sprzedaży technologii lub gotowego produktu w postaci energii elektrycznej" - podkreślił.