Prezydent Turcji Recep Tayyip Erdogan stanął w niedzielę ponownie na czele rządzącej islamskiej Partii Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP), z której zgodnie z konstytucją musiał wystąpić w roku 2014, gdy został wybrany na szefa państwa.
Erdogan był jedynym kandydatem na szefa AKP podczas nadzwyczajnego kongresu partii, który odbył się w niedzielę, toteż mógł być pewny ponownego przejęcia sterów partii, której współzałożycielem był w roku 2001, i która od 15 lat dominuje na tureckiej scenie politycznej - pisze AFP.
Na prezydenta zagłosowało 1414 z 1470 delegatów zjazdu.
Formalny powrót Erdogana do kierowania AKP stał się możliwy dzięki zmianom w konstytucji, zatwierdzonym w niedawnym referendum niewielką większością głosów; pozwalają one szefowi państwa utrzymać więzi partyjne. Dotychczasowa ustawa zasadnicza stanowiła, że prezydent miał pozostawać neutralny politycznie.
Do Ankary w niedzielę zjechały z całej Turcji dziesiątki tysięcy ludzi, by uczestniczyć w tak ważnym wydarzeniu - pisze AFP.
Zwracając się do zebranych w Ankarze Erdogan powiedział, że wraca po "998 dniach separacji" z partią. Nakreślił przy tym program na najbliższe miesiące, które według niego będą "czasem rozwoju we wszystkich dziedzinach", czasem postępów "w zwalczaniu terroryzmu, w gospodarce, w powiększaniu praw, swobód i inwestycji".
Krytycy Erdogana twierdzą, że podczas referendum w sprawie zmiany systemu politycznego z parlamentarnego na prezydencki doszło do wielu nieprawidłowości. Opozycja chciała - bezskutecznie - je unieważnić. Głosowanie odbywało się w sytuacji obowiązującego stanu wyjątkowego, który wprowadzono po ubiegłorocznej próbie zamachu stanu.
Przeciwnicy Erdogana i organizacje broniące praw człowieka oskarżają turecki rząd o to, że wykorzystuje wprowadzony po nieudanym puczu stan wyjątkowy, by uciszać swych krytyków. W tym czasie aresztowano około 50 tys. osób uznanych za stronników muzułmańskiego kaznodziei Fethullaha Gulena, którego władze w Ankarze oskarżają o zorganizowanie puczu z lipca ub.r. W związku z próbą puczu ogółem w Turcji około 150 tys. osób, w tym urzędnicy, funkcjonariusze służb bezpieczeństwa, wykładowcy i pracownicy wyższych uczelni, a także dziennikarze, zostało zawieszonych w obowiązkach lub zwolnionych z pracy.
Odnosząc się do tych czystek, które nazywa niezbędnymi, Erdogan - jak pisze agencja Associated Press - twierdzi, że "nic w Turcji nie będzie już takie, jak przed 15 lipca. - Rozpoczęła się nowa era walki z organizacjami terrorystycznymi wewnątrz naszych granic i poza nimi".