Słowo "kara" jest nieprzyswajalne dla pokolenia bezstresowo wychowywanych lalusiów, którzy dostają histerii już nie tylko słysząc o klapsie, ale nawet o szlabanie na kino.
– I gdzie był Bóg! – wykrzykują rozmaici teoretycy dobroczynności, gdy ludziom dzieje się coś niemiłego. – Jak Bóg mógł pozwolić na obie wojny, na głód, śmierć i cierpienie! – awanturują się. Fatima jest jedną z wielu odpowiedzi na to pytanie. Widać tam wyraźnie, że Bóg nie chciał tego wszystkiego, przed czym ostrzegała Maryja. Bo przecież nie zapowiadała tam nieszczęść, lecz mówiła, jak ich uniknąć. W Jej słowach powtarza się zwrot „jeżeli”. Jeżeli się ludzie nie nawrócą… Jaki tu determinizm, jakie „przeznaczenie”? To była próba uświadomienia ludziom ich sytuacji. To coś podobnego do informacji, jaką lekarz przekazuje pacjentowi, że ten jest chory i jeśli dobrowolnie nie przestanie pić i palić, to wkrótce zrobi to przymusowo i wieczyście.
Jesteśmy wolni i naprawdę możemy wybrać dobro lub zło, życie lub śmierć, błogosławieństwo albo przekleństwo.
A Bóg nie przygląda się temu obojętnie. Bezustannie mówi: Wybierajcie życie!. Mówi, którędy trzeba iść i co należy robić, a czego nie robić, żeby się komu nie stała krzywda. Indywidualnie robi to zawsze, poruszając sumienie każdego z osobna, a czasami posuwa się nawet do „akcji nadzwyczajnych”. Objawienia fatimskie ogólnie, a Cud Słońca szczególnie, widziany przez wiele tysięcy ludzi, to rzecz nietypowa dla taktyki Boga, który zwykle działa dyskretnie i bez szokowania. Ale widać sprawa była już bardzo poważna. Widać w tym wysiłek Bożego miłosierdzia, żeby ludzi przekonać choćby w tak nietypowy sposób, jak wrażeniem, że im zaraz niebo spadnie na głowy.
Bóg nie chciał tych rzeczy, które zdruzgotały ludzkość w XX wieku. Ale ludzie chcieli. To nie Bóg zrobił rewolucję w Rosji, nie Bóg wybrał Hitlera, nie On powołał do istnienia komunizm i nazizm. Ludzie zaufali sobie, a nie Bogu. Uznali, że wiedzą lepiej, co jest dobre. I spotkała ich kara.
Ano właśnie – kara. No jak to! Miłosierny Bóg, kochający nas, karze?
Dziwne to dla pokolenia bezstresowo wychowywanych lalusiów, którzy dostają histerii już nie tylko słysząc o klapsie, ale nawet o szlabanie na kino. Takim delikwentom trudno będzie zrozumieć, że kara to ostateczny objaw miłości. Kara ma przynieść opamiętanie i powrót na drogę szczęścia. Za karą – jeśli nie przyniesie skutku – jest już tylko zagłada.
Już słyszę: Ale przecież te okropności wojen i komunizmu były same w sobie zagładą!
E tam. Chrześcijanin nie może tak gadać, bo chrześcijanin wie (a dokładniej: powinien wiedzieć), że najgorsze ziemskie piekło jest niczym przy piekle prawdziwym. Lepiej przejść przez koszmar wojny niż w poczuciu własnej doskonałości trafić w koszmar wiecznego potępienia. Nie bez powodu Maryja tym małym jeszcze dzieciom z Fatimy pokazała piekło. Od tego czasu cała trójka wzięła się za pokutowanie i odmawianie różańca nieomal bezustannie – te dzieci wiedziały w czym rzecz. Zobaczyły, o co naprawdę toczy się gra.
Tymczasem dziś w wielu miejscach podnosi się krzyk, gdy katecheta na religii wspomni o piekle – bo nie wolno, bo dzieci będą miały traumę.
Cóż – niejednemu wygodniej uciec w nieświadomość i powtarzać za wężem z Raju: „na pewno nie umrzecie, na pewno nie umrzecie”. W rzeczywistości to jest uciekanie przed wyciągniętą dłonią Boga, który chce człowieka ocalić przed prawdziwą śmiercią. Nie zrobi tego jednak na siłę, bo szanuje ludzką wolność.
Kary Boże są dowodem miłosierdzia Boga. Wprost mówi o tym św. Faustyna, która tak się modliła: „O Boże mój, nawet w karach, którymi dotykasz ziemię, widzę przepaść miłosierdzia Twojego, bo karząc nas tu na ziemi, uwalniasz nas od kary wiecznej. Ciesz się, wszelkie stworzenie, ponieważ ty jesteś bliższe Bogu w Jego nieskończonym miłosierdziu niżeli niemowlę w sercu matki. O Boże, któryś jest samą litością dla największych grzeszników, szczerze pokutujących; im większy grzesznik, tym ma większe prawo do miłosierdzia Bożego”.
Więc o szczerą pokutę chodzi. O zbawienie chodzi. I o to chodzi w Fatimie.
Przeczytaj też tekst Kiedy ujrzycie noc oświetloną przez nieznane światło.
Franciszek Kucharczak Dziennikarz działu „Kościół”, teolog i historyk Kościoła, absolwent Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, wieloletni redaktor i grafik „Małego Gościa Niedzielnego” (autor m.in. rubryki „Franek fałszerz” i „Mędrzec dyżurny”), obecnie współpracownik tego miesięcznika. Autor „Tabliczki sumienia” – cotygodniowego felietonu publikowanego w „Gościu Niedzielnym”. Autor książki „Tabliczka sumienia”, współautor książki „Bóg lubi tych, którzy walczą ” i książki-wywiadu z Markiem Jurkiem „Dysydent w państwie POPiS”.