Z niewyjaśnioną przeszłością można być urzędnikiem unijnym. Pokazuje to nie tylko los przewodniczącego Rady Europejskiej, ale i np. szefa Komisji Europejskiej Jeana-Claude’a Junckera, na którym ciąży sprawa „luxleaks”. Zdobyć poparcie w wyborach powszechnych jest już dużo trudniej.
Przez chwilę było tak, jak było. Zamiast zaczynać krytykę rządu od „no ja nie bronię Platformy, ale...”, albo irytować się, że jeden lider opozycji jeździ na Maderę, a drugi nie umie wygłosić przemówienia, można było poczuć się jak w krainie, gdzie woda ciepła i orlik zielony. Tak jak wtedy, kiedy rosły stadiony, słupki poparcia pięły się w górę, a pendolino wiozło do Polski nowoczesność.
Po triumfalnym przemarszu Donalda Tuska przez Warszawę jego najwierniejsi zwolennicy uznali, że były premier właśnie wygrał wybory prezydenckie 2020. Zapomnieli, że kiedy wyjeżdżał z Polski, zostawiał za sobą nie tylko orliki, ale i Sowę. Nie wiem, czy Tusk rzeczywiście będzie chciał walczyć o prezydenturę. Kampania, którą prowadzi z pewnością jest mu potrzebna tu i teraz.
Donald Tusk złożył zeznania w sprawie umowy polskiego wojskowego kontrwywiadu z rosyjską FSB. W perspektywie ma przesłuchanie przed komisją śledczą badającą sprawę Amber Gold. Prokuratorzy mogą go wezwać na przesłuchania dotyczące nieprawidłowości przy prywatyzacji Ciechu i organizacji lotu do Smoleńska. Największym zagrożeniem dla byłego szefa PO może się okazać Amber Gold. Aferę bada działająca w obecności kamer komisja śledcza, są już zeznania stawiające Donalda Tuska w trudnej sytuacji, w dodatku jeszcze przed wakacjami przed komisją ma stanąć jego syn. Śledztwa w sprawie umowy SKW z FSB też jednak nie należy lekceważyć. Jest ono tajne, co działa na korzyść byłego premiera, ale sprawa wygląda poważnie. Nie chodzi nawet o błędy proceduralne, ale o charakter współpracy polskich i rosyjskich służb. Po agresji Rosji na Ukrainę rząd PO (tak jak większość zachodniej opinii publicznej) zrobił wielką woltę, jeśli chodzi o relacje z Moskwą i pewnie chętnie by zapomniał o czasach, kiedy traktował Władimira Putina jak sojusznika i wyśmiewał „wymachiwanie szabelką w relacjach ze wschodnim partnerem”. Jednak te czasy łatwo przypomnieć.
Dotychczas oskarżenia nie robiły Donaldowi Tuskowi wielkiej krzywdy, ale takie bomby często mają opóźniony zapłon. Warto przypomnieć przykład Bronisława Komorowskiego i jego dwuznacznych relacji z WSI. Kiedy Komorowski pełnił urząd prezydenta, było o nich raczej cicho. Wydawało się, że wszystko powiedziano wcześniej – kto się o sprawie dowiedział, ten już wiedział, a kto postanowił nie wiedzieć, ten podjął decyzję już dawno. Jednak przed wyborami sprawa wróciła. Przesłuchanie, książka Wojciecha Sumlińskiego i pytania Bogdana Rymanowskiego poważnie Komorowskiemu zaszkodziły. Donaldowi Tuskowi też na pewno afery nie pomogą. Z niewyjaśnioną przeszłością można być urzędnikiem unijnym. Pokazuje to nie tylko los przewodniczącego Rady Europejskiej, ale i np. szefa Komisji Europejskiej Jeana-Claude’a Junckera, na którym ciąży sprawa „luxleaks”. Zdobyć poparcie w wyborach powszechnych jest już dużo trudniej.
Afery nie są jedynym problemem, z którym musiałby się zmierzyć Donald Tusk, gdyby zamarzył mu się powrót na polskie podwórko. Pomijając już to, że w ciągu trzech lat, jakie pozostają do wyborów zdarzy się pewnie sporo rzeczy nieprzewidywalnych, to i te przewidywalne nie muszą mu pomagać. W 2019 r. czekają nas wybory parlamentarne. Jeśli PO znowu przegra, sytuacja Tuska się skomplikuje. Jeśli wygra, karty będzie rozdawać Grzegorz Schetyna, który swojego dawnego szefa nie cierpi. Zapowiada wprawdzie, że chętnie widziałby go na fotelu prezydenta, ale czy nie będzie chciał skorzystać z okazji, żeby odegrać się za lata upokorzeń? Poza wszystkim nie wiadomo, czy Tusk w ogóle chciałby startować w wyborach. Równie dobrze może zostać w Brukseli i dobrze zarabiać na byciu byłym.
Oczywiście Donald Tusk ma i atuty w ręku. Tęsknota wśród jego zwolenników jest silna, a to może być dobry punkt wyjścia. Zwłaszcza, że innego kandydata w obozie antypisu na razie nie widać. Jednak na triumfalistyczne nastroje, jakie zapanowały wśród dawnych tuskowców jest o wiele za wcześnie. W 2005 r. „człowiek z zasadami” był prezydentem jedynie na bilbordach. Człowiekowi z zarzutami jeszcze trudniej będzie wygrać. Event, który oglądaliśmy na Dworcu Centralnym przykrywał meritum sprawy badanej przez prokuraturę i dawał Tuskowi nieoficjalny immunitet. Dzięki niemu przyszłe działania prokuratury będzie można w razie potrzeby przedstawiać jako polityczne polowanie. Wcale nie musi to być początek kampanii prezydenckiej, a już na pewno nie kampanii zwycięskiej.