- Chodzi o to aby Kościół nie żył przywilejami i był wspaniałomyślnie traktowany przez państwo. Czasami musi on zrezygnować z przywilejów jeśli zaciemnia to świadectwo wiary i moralności - mówi kard. Gerhard Ludwig Müller, kreśląc wizję Kościoła Benedykta XVI. W rozmowie z KAI prefekt watykańskiej Kongregacji Nauki Wiary mówi z okazji 90. urodzin papieża seniora o najważniejszych wątkach jego teologii i pontyfikatu, miejscu w historii papiestwa i dalszej służbie Kościołowi, pomimo rezygnacji z urzędu papieskiego.
Papiestwo ma nie tylko religijne i instytucjonalne oblicze, ale także czysto ludzkie, o czym już Ksiądz Kardynał wspomniał. W tym kontekście zapytam, jak Ksiądz Kardynał przyjął ustąpienie Benedykta XVI z urzędu?
– Była to niespotykana decyzja w historii papiestwa. Należało ją przyjąć z pełnym szacunkiem, gdyż wiązała się z głębokim namysłem w jego sumieniu. Z drugiej strony należy w tym kontekście unikać dzielonego przez wielu przekonania, że papiestwo jest tylko urzędem i funkcją. Według tego funkcjonalistycznego rozumowania papież, osiągając 75 lat, czyli wiek emerytalny, powinien – podobnie jak biskup – ustąpić z urzędu.
Powszechne współcześnie funkcjonalistyczne myślenie bardzo ogranicza sakramentalne rozumienie kapłaństwa, biskupstwa i papiestwa, które podobnie jak sakramentalne małżeństwo, angażując całe życie człowieka, trwa do śmierci. Jest to desakralizacja urzędu biskupiego lub papiestwa. Nie jest tak, że biskup po ukończeniu 75. roku życia automatycznie musi złożyć swój urząd. Jest to nieporozumienie i nie do pogodzenia z teologicznym rozumieniem sprawowania posługi biskupiej. Biskupi nie są tylko delegatami papieża, ale przede wszystkim swoje posłannictwo otrzymali od Chrystusa, żyją w komunii między sobą i z następcą św. Piotra. Oczywiście w wymiarze praktycznym dzieje się tak, że biskup ze względu na stan zdrowia składa urząd, ale przypomnijmy, że tak nie musi być, gdyż w jego pracy wspomagają go biskupi pomocniczy czy też mianowany administrator. Zresztą papież ani biskupi nie są żadnymi supermenami.
Papież jest też biskupem Rzymu, ale jego biskupie posłannictwo jest czymś wyjątkowym i ustąpienie z urzędu może być tylko jego osobistą decyzją. Papież nie jest też szefem światowej instytucji, lecz pierwszym świadkiem Ewangelii i dlatego też wspólnie z biskupem miejsca podczas każdej Mszy św. wymawiamy jego imię. Musimy dobitnie powiedzieć, że Benedykt XVI, który ustąpił ze względu na stan zdrowia, nie przeszedł na emeryturę, nie prowadzi, jak sądzą niektórzy, zamkniętego, prywatnego życia emeryta, lecz przez swoją modlitwę, dzieła, które pozostawił, ofiarę eucharystyczną, w stałej łączności z Chrystusem, cały czas służy Kościołowi.
Czy to nie cudowne zrządzenie Bożej opatrzności, że po papieżu z Polski nastał papież z Niemiec? Szczególnie w kontekście naszej trudnej historii?
– Wybór papieża z Niemiec po papieżu z Polski był niewątpliwie dziełem Bożej opatrzności, tym bardziej gdy weźmiemy pod uwagę tragiczne dzieje stosunków pomiędzy naszymi narodami w czasach narodowego socjalizmu. Bez wątpienia był to znak Bożej opatrzności pokazujący, że zło nigdy nie zwycięża, a pojednanie można budować na Chrystusie. Zrobili to polscy i niemieccy biskupi przed ponad 50 laty w listach ze słynnymi już słowami: „Przebaczamy i prosimy o przebaczenie”. Zrobił to Kościół, a nie komunistyczna partia, która wówczas rządziła w Polsce. To chrześcijańska wiara przezwyciężyła nienawiść i na nowo nas połączyła. Braćmi i siostrami uczynił nas Kościół. Za pewien szczyt dziejów można uznać powołanie Jana Pawła II z Polski na przewodniczenie Kościołowi powszechnemu, a potem objęcie Piotrowej łodzi Kościoła przez Benedykta XVI z Niemiec.
Mimo że Ratzinger później się urodził, to obaj pochodzą z tej samej generacji i stoi za nimi to samo historyczne tło. Jest to cudowna gra dziejów i znak opatrzności Boga, które naznaczyły przyszłość nie tylko naszych narodów, ale Chrystusowego Kościoła obecnego wśród wielu narodów. Staliśmy się przykładem pojednania, dobrej współpracy i prawdziwej przyjaźni, ale na szczęście nie tej, jaką obiecywali nam komuniści.
Katolikom w Polsce trudno było pogodzić się z ustąpieniem Benedykta XVI i cały czas kochają papieża z Niemiec. Czy Niemcy też darzą swojego rodaka podobną sympatią?
– Niemcy są religijnie podzielone. W historii, podobnie jak relacje polsko-niemieckie, stosunki między ewangelikami i katolikami nie układały się dobrze. Rządy w Prusach były antykatolickie, katolicy cierpieli i byli prześladowani szczególnie w okresie tzw. Kulturkampfu w XIX w. W okresie rządów Otto von Bismarcka w więzieniach znalazło się więcej księży i biskupów niż w czasach hitleryzmu. Trzeba o tym pamiętać, gdyż to wywarło duży wpływ na postrzeganie przez Niemców papiestwa. Mimo że Kościół wiele zrobił po II wojnie światowej dla duchowej odnowy społeczeństwa niemieckiego, to nadal trwa w nim znany od czasów reformacji tzw. antyrzymski resentyment i niechęć do katolików. Niektórzy okazują nadal swój dystans do papieża i papiestwa. Pokazują, że są bardziej postępowi od katolików. Oczywiście antyrzymski resentyment jest czymś głupim i absurdalnym.
Zatem Benedykt XVI nie jest uznawany za jednego z największych i najwybitniejszych synów narodu niemieckiego?
– Dla większości katolików jest nim bez wątpienia. Przypomnijmy, że w historii byli już papieże niemieckiego pochodzenia. Ale ludzie o myśleniu zsekularyzowanym powiedzą, że najwybitniejszym Niemcem był poeta Wolfgang Goethe albo Jan Gutenberg, wynalazca druku. Ale z naszego kościelnego punktu widzenia Benedykt XVI jest wielkim Niemcem, najsłynniejszym, wielkim myślicielem i teologiem, który sprawował najwyższy urząd w Kościele katolickim, jest moralnym i duchowym autorytetem świata.
Rozmawiał Krzysztof Tomasik