Z dużym rozczarowaniem przyjąłem to, w jaki sposób władze białoruskie, pan prezydent Łukaszenka postępują wobec opozycji - powiedział w niedzielę prezydent Andrzej Duda podczas wizyty w Słowenii. Dodał, że jest też rozczarowany zachowaniem, wobec Polki, która została aresztowana.
Z dużym rozczarowaniem przyjąłem to, w jaki sposób władze białoruskie, pan prezydent Łukaszenka postępują wobec opozycji - powiedział w niedzielę prezydent Andrzej Duda podczas wizyty w Słowenii. Dodał, że jest też rozczarowany zachowaniem, wobec Polki, która została aresztowana.
"Z dużym rozczarowaniem przyjąłem tę sytuację, w jaki sposób władze białoruskie, pan prezydent Łukaszenka postępują wobec opozycji" - powiedział Duda po spotkaniu z prezydentem Słowenii oraz Przewodniczącym Prezydium Bośni i Hercegowiny.
Prezydent odniósł się w ten sposób do masowych zatrzymań, które przeprowadziły w ostatnich dniach władze Białorusi w związku z organizacją ulicznych protestów. W sobotę z kolei sąd w Mińsku skazał na 15 dni aresztu obywatelkę RP, stale mieszkającą na Białorusi. Dorota N. została zatrzymana dzień wcześniej za niepodporządkowanie się poleceniom milicjantów. Zatrzymanie to nie miało jednak związku z sobotnim protestem w stolicy.
"Ogromnie mnie zaniepokoiło i stanowi dla mnie także rozczarowanie to zachowanie, jakie zostało zaprezentowane wobec Polki, która została aresztowana" - podkreślił prezydent. "Nie ukrywam, że mnie to niepokoi, a rozczarowanie bierze się stąd, że miałem nadzieję, że jednak pan prezydent Łukaszenka jednak zmienia swoją politykę, zwłaszcza, że dawał w ciągu ostatniego roku - przynajmniej takie było wrażenie - wyraźne tego sygnały" - mówił prezydent.
"Była pewna nadzieja, że jednak Białoruś i pan prezydent będą chcieli bardziej zbliżać się do standardów obowiązujących w Unii Europejskiej, jeżeli chodzi o relacje między władzą a opozycją, jeżeli chodzi o prowadzenie spraw państwowych. Niestety, jak widać kierunek jest przeciwny" - dodał.
Zapowiedział monitorowanie rozwoju wydarzeń. "Będziemy także monitować w tej sprawie, nie zostawimy tego" - zapewnił. "Nasza postawa i ocena jest absolutnie jednoznaczna i oczywiście ona jest jednoznacznie negatywna" - podkreślił.
W Mińsku odbyła się w sobotę akcja z okazji obchodzonego 25 marca Dnia Wolności, połączona z protestem przeciwko dekretowi o pasożytnictwie. Władze ogłosiły wcześniej, że uznają za nielegalne wszelkie akcje masowe. Przed rozpoczęciem protestu zablokowano dostęp do trasy przemarszu, a grupy – nawet kilkusetosobowe – demonstrantów, którym udało się zorganizować, rozpędzano, zatrzymując wielu uczestników.
Niezależna gazeta internetowa "Nasza Niwa" szacuje liczbę zatrzymanych w stolicy na ok. 900 osób. Portal TUT.by informuje, że z posterunków wypuszczono w pierwszej kolejności emerytów, niepełnoletnich i dziennikarzy, a wielu innym osobom zarzucono złamanie przepisów dotyczących imprez masowych. Są już także pierwsze kary aresztów dla co najmniej trzech osób.
W niedzielę, w stolicy Białorusi doszło do kolejnych zatrzymań. Niezależne media informują o co najmniej 40 zatrzymanych osobach. Tego dnia mają się rozpocząć procesy administracyjne pozostałych, m.in. za złamanie przepisów o masowych zgromadzeniach.
Polka, którą sąd w Mińsku skazał w sobotę na 15 dni aresztu zatrzymano w piątek. Informację o karze aresztu dla Polki podało Radio Swaboda. Potwierdził ją Dzmitry Mironczyk, rzecznik prasowy białoruskiego MSZ. Rzecznik polskiej ambasady potwierdził, że sprawą zajmuje się konsulat.
Według Radia Swaboda obywatelka Polski została zatrzymana w piątek razem z kilkunastoma innymi osobami w biurze białoruskiej Partii Zielonych w Mińsku, gdzie odbywała się zbiórka pomocy dla osób wcześniej zatrzymanych i przebywających w aresztach, a także dla ich rodzin. Z ustaleń PAP wynika jednak, że do zatrzymania doszło podczas kontroli drogowej, gdy jechała samochodem w towarzystwie obywatela Białorusi. Jej zatrzymanie nie było związane z sobotnią demonstracją w Mińsku z okazji Dnia Wolności.