To, czy poprzemy kandydaturę Donalda Tuska na kolejną kadencję szefa Rady Europejskiej zależy od niego samego: czy pojawi się w Polsce, czy podejmie poważną rozmowę z władzami - powiedział szef MSZ Witold Waszczykowski. Ocenił, że rządowi trudno jest poprzeć kogoś, który "ignoruje własny rząd".
W rozmowie w radiu RMF FM Waszczykowski odniósł się do pytania o ubiegłotygodniową deklarację Donalda Tuska o kandydowaniu na drugą kadencję jako przewodniczącego Rady Europejskiej.
"Dla mnie jest to kuriozalna sytuacja, że przedstawiciel danego kraju nie wnosi tej prośby w swoim kraju, do swojego rządu, do swoich władz, tylko ogłasza to na arenie międzynarodowej" - powiedział szef MSZ.
Dopytywany, czy Polska jest mimo to w stanie poprzeć starania Tuska, dodał, że "wszystko zależy od pana Donalda Tuska, (od tego, czy) pan Donald Tusk pojawi się w Polsce, podejmie jakąś poważną rozmowę z władzami Polski, przedstawi jakąś koncepcję (tego), co zrobi przez dwa lata jako szef Rady Europejskiej". "Niech próbuje" - dodał minister.
Jak zaznaczył, Tusk "jako kandydat na kolejną kadencję w Radzie Europejskiej powinien przedstawić jakiś program może nie tylko na Malcie, ale również we własnym kraju, jeżeli oczekuje poparcia ze strony Polski". "Państwo podnosicie tutaj często w mediach, jaki to byłby zgrzyt nieprzyjemny, jeśli nie popieralibyśmy własnego przedstawiciela, no ale jak mamy poprzeć własnego przedstawiciela, jeśli ten przedstawiciel ignoruje własny rząd?" - pytał Waszczykowski.
Dopytywany, czy sytuacja, w której Tuska poprą wszyscy oprócz własnego kraju, nie wyglądałaby groteskowo, ocenił, że "jak na razie, to groteskowo zachowuje się Donald Tusk, który ignoruje własne państwo, ignoruje własny rząd".
Pytany, czy Polska mogłaby poprzeć innego kandydata na przewodniczącego Rady Europejskiej, przyznał, że "są takie rozważania". "Natomiast jest za wcześnie. Czekamy na wyjaśnienia w tej chwili premiera Tuska, być może zgłoszą się jeszcze inni kandydaci, w mediach funkcjonują kandydaci francuscy np., będziemy na ten temat rozmawiać" - dodał szef dyplomacji.
Minister pytany był również, czy wtorkowa wizyta kanclerz Niemiec w Warszawie oznacza przełom w stosunkach polsko-niemieckich. Podkreślił, że Polska nie dąży do przełomu, ponieważ "nie ma żadnej zapaści, która wymagałaby jakiegoś przełomu". Zaznaczał jednocześnie, że zależy mu na tym, żeby rozmowy z kanclerz Merkel odbyły się "w sposób szczery i konstruktywny".
"Spraw skomplikowanych, spraw, gdzie trzeba podjąć decyzje w najbliższych miesiącach nawet, jest bardzo dużo i nasze interesy niektóre są zbieżne, a niektóre są rozbieżne i musimy szczerze o tym porozmawiać" - mówił Waszczykowski.
W tym kontekście wspomniał m.in. o propozycjach gospodarczych, które "oznaczałyby wielkie straty dla Polski", a które "w tej chwili leżą na stołach europejskich", dotyczących m.in. wprowadzenia unijnej płacy minimalnej.
"To jest śmierć konkurencyjności w Europie, a nasza gospodarka w tej chwili potrzebuje konkurencyjności. My konkurujemy m.in. siłą roboczą, ale jakością też, bo przy tej samej jakości możemy zaoferować tańsze usługi - czy to transportowe, czy to budowlane, czy inne, również nawet informatyczne w Europie - i chcemy, aby ten jednolity rynek konkurencyjności został utrzymany" - powiedział.
Waszczykowski zapowiedział, że jednym z tematów omawianych podczas wtorkowej wizyty kanclerz Niemiec w Warszawie będzie też energetyka, m.in. gazociąg Nord Stream. "Jeśli od nas się domagają ci czy inni solidarności w kwestiach np. emigracji czy innych, no to my też uważamy, że solidarność to jest dwukierunkowa ulica, są również inne kwestie gospodarcze, jak np. energetyka, gdzie ta solidarność obowiązuje inne kraje wobec nas" - mówił.
Pytany o spowodowane przez pierwszą nitkę Nord Streamu ograniczenia dostępu do gazoportu w Świnoujściu, Waszczykowski zapowiedział, że kiedy dojdzie do rozbudowy portów w Świnoujściu i zajdzie potrzeba przyjmowania statków o coraz większej pojemności i zanurzeniu, Polska będzie domagać się, żeby "ten gazociąg został przebudowany". "Takie są deklaracje niemieckie, że przebudują, jeżeli będzie potrzeba; te deklaracje uzyskał jeszcze poprzedni rząd, będziemy trzymać za słowo" - dodał.
Jednocześnie, odnosząc się do dyskusji z Niemcami nad Nord Streamem, Waszczykowski zwrócił uwagę, że toczy się ona od kilkunastu lat. Początkowo - mówił - "Niemcy zapewniali nas, że podłączenie rurą gazową do rynku, dużego rynku-odbiorcy na Zachodzie doprowadzi do uzależnienia Rosji, czyli dostawcy gazu, od wymagającego, dużego rynku zachodniego".
"Myśmy już wtedy tłumaczyli im, że to jest błędne rozumienie, że będzie odwrotnie, że to Rosja będzie używała po pierwsze tego instrumentu jako szantażu wobec krajów, które omija, czyli m.in. Ukrainę, Polskę, Białoruś itd., (...) a po drugie zdobędzie możliwość monopolistyczną na rynkach Europy Zachodniej i będzie dyktować (...) tam warunki dostaw - i to się potwierdza. Niestety wielu polityków zachodnioeuropejskich ma krótką perspektywę polityczną, oni żyją od wyborów do wyborów, i liczy się tańszy gaz, tańsza energia, a nie koncepcja strategicznego uzależnienia się czy uniezależnienia się" - ocenił minister.
Na uwagę, iż sprzeciw Polski wobec Nord Stream 2 jest dziś równie nieskuteczny, jak sprzeciw poprzednich rządów wobec pierwszej nitki gazociągu, a jednym z punktów spornych pomiędzy Polską a Niemcami są powodowane przez rurociąg ograniczenia dostępu do gazoportu w Świnoujściu, Waszczykowski zaprzeczył. "Nie, w rezultacie dogadano się z Niemcami" - powiedział. Wskazał, że rząd PO-PSL promował projekty oparte na rosyjskim gazie, który uważany był za najtańszy, m.in. tzw. pieremyczki, czyli gazociągu łączącego Polskę ze Słowacją z pominięciem Ukrainy.
Obecny rząd - dodał szef dyplomacji - buduje "absolutnie niezależność gazową Polski". "Rozbudowujemy terminal LNG, aby móc przyjmować więcej gazu i staramy się zbudować niezależną rurę (dostarczającą gaz) z Morza Północnego" - wyliczył.
Waszczykowski był też pytany o wypowiedzi prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego z wywiadu dla wtorkowego wydania Frankfurter Allgemeine Zeitung. Lider PiS stwierdził w nim m.in., że "z zadowoleniem" powitałby przekształcenie Europy w atomowe supermocarstwo.
"Chodzi o to, że w Europie im więcej zabezpieczeń militarnych, tym lepiej. Mamy oczywiście od lat, od 1949 r. funkcjonujące NATO, które funkcjonuje w tej chwili coraz lepiej, po wielu latach takiego rozdygotania, no i dyskutujemy na temat drugiego wentyla bezpieczeństwa, czyli Unii Europejskiej, która też mogłaby mieć tożsamość obronną. No i to jest pytanie, jak to zrobić, i tutaj trwa dyskusja od wielu lat" - powiedział szef dyplomacji.
Zwrócił uwagę, że aktualnie w Europie są dwa państwa atomowe - Francja i Wielka Brytania - ale "jedno z tych państw UE traci, Wielką Brytanię". "My chcielibyśmy ją utrzymać jak najdłużej, jeśli nawet poza UE, to jednak w Europie związaną, m.in. być może przez takie porozumienie wojskowe, bo warto z Wielką Brytanią (...) utrzymywać jak najściślejsze relacje w Europie" - zaznaczył. Podkreślił w tym kontekście, że jest to państwo nuklearne, członek Rady Bezpieczeństwa (ONZ) oraz jedna z czołowych gospodarek.
Minister był też pytany o stwierdzenie Kaczyńskiego, iż zwycięstwo Merkel byłoby dla Polski lepsze niż jej głównego konkurenta, kandydata na kanclerza z ramienia SPD Martina Schulza. "No to chyba gołym okiem widać i słychać" - ocenił. Dopytywany, co oznaczać będzie dla wzajemnych relacji zwycięstwo SPD, dodał: "No trudno, będziemy musieli żyć, będziemy musieli dopasować relacje do innego rządu, natomiast na dzisiaj zapowiada się, że w jakiejś formule ta +wielka koalicja+ (CDU/CSU-SPD - PAP) może funkcjonować również (...) po wrześniu tego roku".