To był Boży człowiek. Pełna energii, radości, z mnóstwem talentów. Uwielbiała być blisko innych. Tak znajomi i przyjaciele wspominają Helenę Kmieć, wolontariuszkę zamordowaną w Boliwii, w trzecim tygodniu wyjazdu misyjnego.
Miała 26 lat. Do Cochabamby pojechała na początku roku. 24 stycznia miała przemawiać podczas pierwszego dnia działalności ochronki dla dzieci, którą przygotowywały razem z drugą wolontariuszką Anitą Szuwald. W nocy przed otwarciem, mimo otaczającego placówkę muru z kolcami i krat w oknach, na teren ochronki włamało się dwóch mężczyzn. Przez dach dostali się na patio, gdzie znajdowały się sypialnie wolontariuszek. Jeden z nich zaatakował Helenę nożem, zadając jej wiele ciosów. Mimo udzielonej pomocy młoda kobieta zmarła. Niebawem, kilka przecznic dalej, policja zatrzymała obu mężczyzn. Jak informuje ks. Andrzej Borowiec, pracujący w Boliwii salezjanin, jeden z nich prawdopodobnie w latach 90. chodził do prowadzonej przez siostry szkoły, dlatego dobrze znał otoczenie.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Miłosz Kluba