Rząd rozpoczął program Maluch plus. Jest to kolejny krok w walce z kryzysem demograficznym.
W 2017 r. ma powstać w Polsce 12 tys. nowych miejsc w publicznych żłobkach. Na wsparcie inwestycji w tego typu instytucje ma zostać przeznaczone prawie 500 mln zł. Ogólnie miejsce w publicznych żłobkach ma znaleźć 53 tys. dzieci. Takie są założenia programu Maluch plus, zapowiedzianego przez premier Beatę Szydło i minister Elżbietę Rafalską.
Jak by nie oceniać rządu PiS, to naprawdę na poważnie wziął się za problem niskiego przyrostu naturalnego w Polsce. Właśnie program Maluch plus jest tego dowodem. Wielu komentatorów podkreślało, że program 500+ to za mało, aby w Polsce rodziło się więcej dzieci. Podkreślali oni, że za sukcesami Francji czy Szwecji w tej dziedzinie stały też szeroko zakrojone programy wsparcia zawodowego matek, w tym przede wszystkim sieć żłobków. Choć rządowy program żłobkowy może wydawać się skromny, to trudno już krytykować brak wsparcia w tej dziedzinie.
Polski problem z przyrostem naturalnym zauważyły wszystkie siły polityczne. Już rząd PO-PSL wydłużał urlop macierzyński i wprowadzał wsparcie dla dużych rodzin. Poszczególne opcje ideowe różnią się tylko pomysłami na wyjście z kryzysu demograficznego. Lewica mówi o równym rozkładaniu obowiązków wychowawczych między matki i ojców oraz instytucyjnym wsparciu dla pracujących matek. Liberałowie o zmniejszeniu obciążeń podatkowych dla rodzin. A prawica postuluje finansowe wsparcie na dzieci, czego efektem jest właśnie program 500+.
Tylko czy kraje, na które powołują się zwolennicy rozbudowanej polityki żłobkowej, rzeczywiście osiągają efekty w postaci w przyrostu ludności? Francja do 2050 r. ma być po Rosji najbardziej ludnym krajem w Europie. Jednak wzrosnąć ma znacząco także ludność USA, raczej nie kojarzonych z polityką socjalną. To co łączy kraje zachodnie, które mogą się spodziewać wzrostu ludności, to fakt przyciągania wielu imigrantów. I to właśnie dzięki imigrantom będzie wzrastać w tych krajach liczba ludności. I to wśród imigrantów większy jest przyrost naturalny.
Lepszym czynnikiem opisującym tendencje demograficzne jest współczynnik dzietności. Mówi on, ile dzieci przypada na kobietę w wieku rozrodczym (15-49 lat). Naukowcy zajmujący się demografią przyjmują, że zastępowalność pokoleń zapewnia współczynnik na poziomie 2,1-2,15 dziecka na kobietę. I jest to o tyle logiczne, że kiedy dwójka rodziców ma statystycznie nieco ponad dwójkę dzieci, sprawia, że będzie nas cały czas przynajmniej tyle samo. Oczywiście statystycznie pies i jego właściciel mają po 3 nogi. Ale statystyka jest nauką ścisłą, pokazuje duże grupy ludzi na liczbach. I właśnie ta gałąź nauki, wskazuje matematycznie kiedy nas ubywa.
I żadne z państw europejskich nie przekracza współczynnika dzietności zapewniającego zastępowalność pokoleń. Nie przekracza go nawet żaden kraj cywilizacji zachodniej (oprócz Izraela, ale to specyficzny przypadek z dużą liczbą ludności arabskiej). Najbliżej są Irlandia (2 dzieci na kobietę) i Francja (2,08 dziecka na kobietę). Inne kraje o rozbudowanych programach socjalnych dla rodziców plasują się wysoko na tle Europy (Wielka Brytania 1,9; Szwecja 1,88), jednak daleko im do przeskoczenie współczynnika zastępowalności pokoleń.
Oczywiście, można sobie zadać pytanie, czy zastępowalność pokoleń jest nam w ogóle potrzebna. Ale można wyjaśnić to na przykładzie bardzo bliskim, czyli pojedynczej rodziny. Rezygnacja z posiadania dziecka jest działaniem nie tylko egoistycznym, ale i mało logicznym. W końcu naturalnym dążeniem każdej żywej istoty jest przekazanie swoich genów dalej. U człowieka przeradza się to nawet w wymiar kulturowy. Dzieciom przekazujemy nie tylko geny, i zawarte w nich nasze talenty, ale i nasze doświadczenia, nasze wartości i pomnażany przez nas majątek. Co więcej, to dzieci są właśnie tymi, którzy mogą kontynuować dzieła naszego życia, np. przejąć nasze firmy.
Dlaczego wiele narodów weszło na ścieżkę spadku liczby urodzonych dzieci, dyskutują zażarcie naukowcy. Faktem jest to, że problem dotyczy często narodów wkraczających na ścieżkę szybkiego rozwoju. Niski współczynnik dzietności ma nie tylko Europa czy Ameryka Północna, ale i szybko rozwijająca się Azja Wschodnia. Jest to zjawisko o tyle dziwne, że wcześniej w historii rzadko spotykane. Dotychczas rozwój gospodarczy szedł w parze ze wzrostem liczby ludności. Jeszcze po II wojnie światowej za boomem gospodarczym szedł tzw. baby boom.
Wracając do przykładu rodziny, to duża liczba dzieci jest ważna dla rozwoju narodu. W długim okresie bez zastępowalności pokoleń przecież naród może po prostu zniknąć. Ale i w krótkim okresie spadająca liczba dzieci i młodzieży jest problemem. Człowiek nie jest istotą nieśmiertelną. I zbliżanie się do śmierci, nawet wydłużone, niesie ze sobą konsekwencje. Człowiek starzejąc się staje się nie tylko mniej wydajny, ale i mniej ryzykowny, twórczy i innowacyjny. Zastępowalność pokoleń jest czystym prawem natury. Młodsi zawsze w pewnym momencie zastępują starszych. Zaburzenie tego zjawiska jest więc problemem.
Jak pokazują statystyki, pomoc socjalna dla rodzin w niewystarczający sposób rozwiązuje problem zbyt małej liczby rodzących się dzieci. Skoro w znacznie gorszych warunkach bytowych ludzie potrafili, i w wielu miejscach nadal potrafią, mieć wiele dzieci, to nie ekonomia gra główną rolę. Swoje znaczenie może mieć też kultura. W szybko bogacącej się Ameryce lat 50-tych posiadanie trójki dzieci jakoś nie kłóciło się z zakupem nowego samochodu czy telewizora. Teraz nowy iPhone kłóci się z decyzją o kolejnym dziecku.
Na problem z niską dzietnością ma na pewno wpływ wydłużenie się procesu edukacji. Powoduje to zarówno wzrost kosztów ponoszonych przez rodziców na rzecz wyedukowania dziecka, jak i odkładanie przez właśnie to dziecko decyzji o posiadaniu własnego potomka. Ten problem może być rozwiązany przez rozwój medycyny i technologii. Mogą one ułatwić dostęp do wiedzy i wydłużyć okres rozrodczy człowieka. Ale potrzebna jest jeszcze jedna, ważna zmiana. Trzeba ludziom przypomnieć, jak ważna jest rodzina. Jak ważne są więzy międzypokoleniowe i radość wychowania kolejnych pokoleń. A to już jest kwestia zmiany podejścia kulturowego.
Wiele krajów dostrzegło już problem z brakiem zastępowalności pokoleń. Polska na szczęście dołączyła do tego grona. Ale nasz kraj ma pewną przewagę nad państwami, które zmagają się z kryzysem demograficznym od dawna. Znaleźliśmy się już mianowicie na etapie zauważalnego problemu ze zbyt małą liczbą rodzących się dzieci. Jednocześnie nie wgryzły się w polskie społeczeństwo, tak mocno jak na Zachodzie, przemiany obyczajowe uderzające w rodzinę. Możemy więc na problem kryzysu demograficznego odpowiedzieć nie tylko socjalnym, ale i kulturowym wsparciem dla rodzin. I być w awangardzie narodów, w którym za wzrostem gospodarczym w końcu zacznie iść stabilny wzrost liczby ludności.