Zdesperowani chorzy chcą czasem wierzyć w uzdrowicieli z Filipin. Dlaczego nie mieliby uwierzyć w konopie indyjskie?
Podczas dyskusji o legalizacji marihuany na stole przewodniczącego podkomisji ustawiono 3 dziecięce trumny. - To jest po to, żebyście państwo pamiętali, nad czym dzisiaj głosujecie - mówił poseł Piotr Liroy-Marzec z ruchu Kukiz'15. Dyskusja o dopuszczeniu konopi indyjskich do obrotu odbywa się w atmosferze szantażu emocjonalnego.
Jeśli marihuana jest naprawdę tak skutecznym lekiem, jak twierdzą jej zwolennicy, to dyskusja byłaby prosta. Wystarczyłoby pokazać badania: tylu chorym ją podano, tylu pomogła, tylu nie pomogła, skutki uboczne były takie. Jeśli bilans wychodzi na plus, to od razu to widać i sprawa wyjaśniona. Dlaczego zwolennicy legalizacji urządzają ponury happening, zamiast wybrać najprostsze rozwiązanie?
Pewnie dlatego, że takich badań nie mają. Marihuana nie leczy nowotworów. „Zastosowanie w onkologii”, o którym czasem słyszymy to np. zmniejszenie nudności po chemioterapii, a nie likwidowanie raka. A akurat na nudności lekarstwa są. Wiadomo już też, że konopie nie pomagają chorym na jelita. Ciągle jednoznacznie nie udowodniono, że przydadzą się w walce z padaczką. Skoro zatem nie można przekonywać racjonalnie, mamy grę emocjami. „Świeże groby zawsze wzruszą” – śpiewał Jacek Kleyff. Dziecięce trumny jeszcze bardziej. Zdesperowani chorzy chcą czasem wierzyć w uzdrowicieli z Filipin. Dlaczego nie mieliby uwierzyć w konopie indyjskie?