Granice wolności manifestowania są w naszym kręgu cywilizacyjnym jasno określone. Wyznaczają je godność i wolność drugiego człowieka.
Czy w Polsce istnieje faktyczne zagrożenie dla swobód obywatelskich? Tak, jeśli wierzyć krytykom nowej ustawy o zgromadzeniach. A jest ich wielu, na czele z opozycją, RPO, Amnesty International i Helsińską Fundacją Praw Człowieka. O ustawie mówiono podczas „polskiej debaty” w Strasburgu, można o niej przeczytać w głośnej uchwale Wydziału Prawa UW. Był to także motyw główny protestów KOD na ulicach polskich miast 13 grudnia, gdzie wprost porównywano ustawę procedowaną przez parlament suwerennej Polski z dekretami stanu wojennego. I tu pojawia się dysonans poznawczy. Żyjemy bowiem w czasach, gdy protestujący bez przeszkód zwołują się na Facebooku, zaś urodzaj pikiet, manifestacji i kontrmanifestacji nie ma sobie równych w najnowszej historii. I ustawa o zgromadzeniach z pewnością tego nie zmieni. O co więc chodzi? Od roku o to samo: o doprowadzenie do zmiany władzy w Polsce, poza rytmem wyborczym. Zresztą nikt tego specjalnie nie kryje.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Piotr Legutko