Jak być wiernym na modlitwie? Gdy panuje nuda, nic się nie dzieje, jak w polskim filmie, i człowiek ma ochotę wyjść z kaplicy.
Często szukamy na modlitwie emocji. Gdy ich nie znajdujemy, mówimy: „Chwała Pana odeszła”. – To błąd. Mylimy subiektywne emocje z obiektywną rzeczywistością dopowiada siostra Bogna. Żeby było jasne: Bóg dotyka naszych uczuć. Celem jest zbawienie całego człowieka, a więc szczęście, które przenika duszę i ciało. Emocje mogą pomóc „spostrzec” Boga, ale mogą także przeszkodzić, gdy utożsamiamy Go z tym, co czujemy. Wtedy nie zauważamy, gdy Bóg przychodzi w inny sposób. Św. Paweł doświadczył, że po jego modlitwie (śpiewał z Sylasem hymny) otwarły się drzwi więzienia, a kajdany opadły mu z rąk. Ale potem Paweł był więziony jeszcze kilka razy i nic podobnego się nie wydarzyło. Coś się popsuło? Chwała Boża odeszła? Nie. Paweł uznał, że Bóg teraz chce działać w jego życiu w inny sposób, i zaczął się chlubić swoimi kajdanami! I to jest dojrzałość chrześcijańska: pozwolić Bogu być Bogiem.
Nie chce mi się
Mistrz angielskich benedyktynów o. John Chapman powtarzał: „Jedyny sposób na modlitwę to modlitwa. Módl się, jak potrafisz, i nie próbuj się modlić, jak nie potrafisz”. W jednym z listów dotyczących wiernej modlitwy pisał: „Jakie ma znaczenie, czy przeżywam Mszę z radością, czy czuję się roztargniony lub znudzony? Jakie znaczenie mają moje uczucia? Przyszedłem tu dla Boga, nie dla siebie”.
– Jak modlić się, gdy wszystko jest byle jakie, nudne, zwyczajne? – zapytałem o. Michała Zioło. – Trzeba powiedzieć szczerze: „Nie chce mi się. Jestem strasznie zmęczony” odparł trapista. W wierności chodzi o bardzo popularną w cysterskim myśleniu Paschę Pana, Jego Przejście. Był to moment bardzo przez mnichów oczekiwany, choć czas i miejsce nawiedzenia znane były tylko Jezusowi. Istnieją piękne średniowieczne opowieści, w których Jezus zaskakuje cysterskich mnichów swoją mistyczną, rozpalającą serce obecnością w najzwyklejszych miejscach: w drewutni przy rąbaniu drzewa, w stajni, na pastwisku przy pilnowaniu wołów.
Założyciel Monastycznych Wspólnot Jerozolimskich Pierre-Marie Delfieux opowiada: „Modlitwa jest trudna, sam to wiesz. Tobie też trudno jest kochać Boga, którego twarzy nigdy nie widziałeś. Tak więc twoja modlitwa pozostanie walką aż do ostatniego tchnienia. Módl się wytrwale, rozradowany nadzieją, stały w próbach, gorliwie oddawaj się modlitwie. A twoja wytrwałość choćby się miała stać natręctwem, zostanie wysłuchana. Właśnie dlatego, że nalegasz, Bóg wstanie i da ci to, czego ci potrzeba”.
Jak pies
W Psalmie 85 czytamy: „Łaskawość i wierność spotkają się ze sobą”. – Nasza wierność, nawet pośród oschłości, stopniowo uzdalnia nas do zauważenia przychodzącej łaski – podsumowuje siostra Bogna Młynarz. Pośród ciszy emocjonalnej można lepiej usłyszeć głos Boga. Bo to nie jest tak, że Bóg patrzy i myśli: „No, zobaczymy, ile Jakimowicz, wytrzyma bez pociech na modlitwie. Jeśli mimo wszystko będzie się modlił codziennie, dam mu za miesiąc łaskę!”. Nie, łaska jest już rozlana. Ale nasza zdolność przyjmowania jest rozproszona, nasza wrażliwość, zdolność smakowania popsuta przez karmienie się byle czym. Wierność nas ukierunkowuje, scala wewnętrznie, sprawia, że niezmiennie wpatrujemy się w jeden punkt – w Boga. A to otwiera nas na łaskę.
Któż nie zna historii Hachiko, psa rasy akita, który po śmierci swego pana Hidesaburo Ueno czekał na tokijskim dworcu o tej samej porze przez wiele lat, stając się dla Japończyków wręcz narodowym symbolem wierności i lojalności? zastanawia się o. Augustyn Pelanowski. Nie wiem, czy czasami Jezus, proponując Kananejce porozumienie na poziomie psa i pana, nie sugerował jej, i mnie w tej aluzji, by bez względu na wszystko zawsze czekać na swego Pana o tej samej porze w modlitwie choćby i całe życie? Wcale mnie to nie poniża, gdybym miał być wierny jak pies, o wiele większą ujmą byłoby dla mnie być niewiernym jak człowiek.
Marcin Jakimowicz