Andrzej Seremet: Sprawa Amber Gold to moja największa porażka

Nie ma "złotych recept", które zapobiegłyby takim aferom jak Amber Gold; chodzi o to, by odpowiednio szybko na nie reagować - mówił b. prokurator generalny Andrzej Seremet w czwartek przed sejmową komisją śledczą.

Zeznał też, że w okresie wakacyjnym 2012 r. rozmawiał o tej sprawie także z ówczesnym szefem KNF Andrzejem Jakubiakiem. "Nasze spotkania zintensyfikowały się po wybuchu afery, dlatego że przygotowaliśmy program szkoleń, opracowaliśmy pewną metodykę działań; uznaliśmy np., że wszystkie pisma KNF trafiają do mnie osobiście w zakresie zawiadomień" - powiedział b. prokurator generalny.

Istotnym elementem przesłuchania była zmiana stanowiska świadka w sprawie skierowanego do niego pisma Jakubiaka z końca listopada 2011 roku. Zawierało ono krytyczne uwagi na temat postępowania ws. Amber Gold. Pismo to nie trafiło jednak do Seremeta - zostało przekazane do departamentu postępowania przygotowawczego PG, który skierował je do zastępcy prokuratora apelacyjnego w Gdańsku, a stamtąd trafiło do gdańskiej prokuratury okręgowej. Gdyby pismo przewodniczącego KNF trafiło do mnie, sprawa mogłaby przybrać bardziej zdecydowany obrót - przyznał Seremet. Dodał, że w tej sprawie zmienił pogląd prezentowany na początku przesłuchania.

Gdańska prokuratura okręgowa 5 stycznia 2012 r. przygotowała odpowiedź na uwagi szefa KNF. W piśmie tym było przyznanie, że zawieszenie postępowania w Prokuraturze Rejonowej Gdańsk-Wrzeszcz było niezasadne oraz że pismo w tej sprawie zostało skierowane do tej prokuratury; było też stwierdzenie, że po podjęciu postępowania zostanie ono objęte nadzorem przez prokuraturę okręgową. Jednak pismo prokuratury okręgowej w sprawie wznowienia postępowania trafiło do prokuratury rejonowej dopiero w kwietniu 2012 r., a wznowione wówczas postępowanie nie było objęte nadzorem.

Inny fragment przesłuchania dotyczył rozmowy Seremeta z ówczesnym szefem ABW gen. Krzysztofem Bondarykiem na temat sprawy Amber Gold. Doszło do niej, jak przyznał świadek, późną wiosną lub latem 2012 r.

"Przedmiotem naszej rozmowy było to, że prezes Amber Gold używał jakichś pism ABW, które uznano potem za fałszywki" - powiedział Seremet. Dopytywany przyznał, że rozmowa dotyczyła też tego, jak zająć się sprawą Amber Gold, by nie narazić się na zarzuty szkodzenia przedsiębiorcom. Były prokurator generalny zeznał, że podczas tego spotkania obaj rozmówcy nie mieli pewności, czy Amber Gold to piramida finansowa, ale mieli "takie podejrzenia". Tym niemniej, jak dodał, rozmawiali o tym, jak zająć się sprawą, by nie narażać się na zarzut szkodzenia przedsiębiorcom. Spotkanie, mówił, trwało około pół godziny.

Przyznawał zarazem, że problemy w prokuraturze z takimi sprawami jak Amber Gold wiązały się z m.in. tym, że "istnieje obawa przed wkroczeniem prokuratora na zasadzie kategorycznej, by nie został posądzony o zakłócenie działalności spółki". "Uważano, że prokurator utrudnia działalność przedsiębiorcom, to się przekładało na decyzje podejmowane przez prokuratorów" - mówił Seremet.

Na uwagę szefowej komisji, że prokurator może prowadzić czynności bez "wchodzenia" do spółki, np. przez kontrolę w urzędach kontroli skarbowej, odpowiedział: "Mówię o atmosferze, która jakoś się prokuratorom udzielała, natomiast to nie tłumaczy zaniechań prokuratorów".

Seremet był ponadto pytany, czy jest zadowolony z działalności swojego rzecznika dyscyplinarnego Jacka Radoniewicza, skoro nikt z prokuratury z Gdańska, kto miał do czynienia ze sprawą Amber Gold, nie poniósł konsekwencji dyscyplinarnych.

Odpowiedział, że z działalności rzecznika jest zadowolony, natomiast "inną sprawą" jest działalność sądów dyscyplinarnych. Sądy te, jak dodał, podchodziły czasami "w sposób zbyt restryktywny" do zarzutów rzeczników. "W przypadku jednej z tych spraw (dot. Amber Gold - PAP) wynik postępowania dyscyplinarnego budzi moje poważne zastrzeżenia" - podkreślał.

Postępowania dyscyplinarne miało czworo prokuratorów: Barbara Kijanko, która była prokuratorem referentem sprawy Amber Gold w Prokuraturze Rejonowej Gdańsk-Wrzeszcz; Witold Niesiołowski, który był szefem tej prokuratury do lutego 2011 r.; Marzanna Majstrowicz, która była następczynią Niesiołowskiego i kierowała tą prokuraturą do września 2012 r. oraz Hanna Borkowska, która w Prokuraturze Okręgowej w Gdańsku odpowiadała za nadzór nad Prokuraturą Rejonową we Wrzeszczu. Ostatecznie przed sądem dyscyplinarnym prokuratorzy zostali uwolnieni od zarzutów.

"Każde orzeczenie (dyscyplinarne) praktycznie skończyło się klęską i wielką porażką prokuratury. W związku z tym proszę mi powiedzieć, kto podjął decyzję, że nie będzie podjęta walka na etapie kasacji?" - pytała przewodnicząca komisji Małgorzata Wassermann (PiS). Seremet przyznał: "To była moja decyzja". Dodał, że podjął ją na podstawie analizy, którą przeprowadził razem z rzecznikiem dyscyplinarnym PG Jackiem Radoniewiczem. "Uznawaliśmy, że nie ma możliwości wygrania postępowania kasacyjnego" - tłumaczył. Dodał zarazem: "Patrząc nawet na nietrafność zarzutów, ale jednocześnie na linię orzeczniczą sądów dyscyplinarnych, mimo tych uchybień ze strony pracy rzecznika dyscyplinarnego, pewnie niewiele udałoby się osiągnąć, chyba poza przypadkiem pani Borkowskiej".

Jarosław Krajewski (PiS) przypomniał, że Amber Gold działało w formie tzw. domu składowego, zaś w czerwcu 2010 r. minister gospodarki wykreślił tę spółkę z rejestru domów składowych i zakazał jej prowadzenia działalności w zakresie przedsiębiorstwa składowego. "Czy wie pan, kiedy podległa panu prokuratura postawiła Marcinowi P. (prezesowi spółki - PAP) zarzut prowadzenia nielegalnego prowadzenia przedsiębiorstwa składowego?" - zapytał poseł.

Seremet odpowiedział: "Nie wiem, o ile w ogóle to nastąpiło". "I tu dochodzimy do sedna sprawy, bo tak naprawdę nigdy nie nastąpiło" - odparł Krajewski, zaznaczając, że już w lipcu 2010 r. "prokuratura mogła wykazać się skutecznością i zapobiec dalszemu działaniu spółki".

Marek Suski (PiS) nawiązał z kolei do przejmowania dowodów - nielegalnych nagrań z rozmów polityków - w redakcji "Wprost" w czerwcu 2014 roku. Wskazywał na "niespotykaną nadgorliwość prokuratury", gdy "chodziło o interesy Sienkiewicza, Belki, Tuska, Parafianowicza, Nowaka", bo w ciągu jednego dnia prokuratura wydała wtedy dwa postanowienia o wydaniu rzeczy. Tymczasem "w sprawie Amber Gold, gdy chodziło o pieniądze tysięcy ludzi, była niespotykana opieszałość". "Dlaczego tak było?" - pytał Suski. Seremet przypomniał, że w sprawie "Wprost" uznano, że zagrożony jest interes państwa. "Może chodziło o bezpieczeństwo państwa ministrów, którzy rozmawiali o sprawie Amber Gold i targowali się" - komentował poseł PiS.

« 1 2 »