Czwarty z górników poszukiwanych po wstrząsie w należącej do KGHM kopalni Rudna w Polkowicach nie żyje - poinformował w środę dyrektor kopalni Paweł Markowski. Pod ziemią nadal znajdują się cztery osoby, do których próbują dotrzeć ratownicy.
"Niestety nie mam dobrych wieści, ratownicy dotarli do czwartego górnika; górnik nie żyje. Akcja trwa dalej, próbujemy lokalizować czterech następnych górników, wiemy mniej więcej w którym miejscu są, w tej chwili próbujemy ich dokładnie zlokalizować" - powiedział Markowski.
Czwarta ofiara to młody górnik, którego staż pracy nieco przekraczał rok. Był to ślusarz-mechanik w wieku 24 lat.
Według Markowskiego ratownicy są obecnie "maksymalnie kilkanaście metrów od pozostałych czterech górników poszkodowanych we wstrząsie.
Dyrektor kopalni powiedział w środę, że według informacji ratowników, całe wyrobisko, w którym doszło do wypadku, w całości wypełnione jest "dosyć grubymi skałami". "Na tą chwilę ratownicy nie znaleźli żadnych pustek. Natomiast wcale to nie oznacza, że nie ma szansy, że takie pustki będą. W tej chwili wyrobisko jest wypełnione po sam strop" - zaznaczył.
Zwrócił uwagę, że w akcji ratowniczej bierze udział 45 osób. "Na bieżąco próbują odnaleźć, już w tej chwili czterech górników" - powiedział.
Jak wyjaśniał Markowski, prace związane z akcją ratowniczą wykonywane są głównie ręcznie. "W jednym miejscu ręcznie, w drugim wspomagamy się maszynami. Nie ma wyjścia; w tych warunkach, które są, nie ma szans, aby jakakolwiek maszyna pomogła" - dodał.
W kopalni Rudna w Polkowicach (Dolnośląskie) we wtorek wieczorem doszło do wstrząsu. Władze KGHM podały, że był silny i spowodował duże zniszczenia. Epicentrum wstrząsu znajdowało się na głębokości 1500 metrów, a jego magnituda wynosiła około 3,4 stopnia.
Na miejsce katastrofy jedzie premier Beata Szydło.