„Każdy, kto myśli, że mój czas już minął, popełnia tragiczną pomyłkę” – mówił przed laty przyszły 45. prezydent USA. Pomyłka wyszła na jaw we wtorek 8 listopada.
Czy dobrym prezydentem Stanów Zjednoczonych może być człowiek, który poglądy i barwy polityczne zmieniał równie często jak żony? Czy brak doświadczenia w pełnieniu ważnych funkcji państwowych nie jest przeszkodą „kanoniczną” do kierowania supermocarstwem? I czy można najpierw obrazić pół Ameryki, by następnie objąć urząd, który jest symbolem narodowej jedności? Przeciwnicy ekscentrycznego miliardera mają oczywiście zgodną odpowiedź na podobne pytania: taki człowiek nie powinien być prezydentem. Z jakichś jednak powodów druga połowa Amerykanów postawiła właśnie na „takiego człowieka”. Również z jakichś przedziwnych powodów „ten człowiek” dobiera sobie współpracowników, którzy budzą już większe zaufanie, także u bardziej konserwatywnych wyborców. Biały Dom nie będzie przecież zarządzany przez samowładcę. Kształtująca się nowa administracja rządowa, z wiceprezydentem Michaelem Pence em na czele, przy wszystkich zastrzeżeniach do samego Trumpa, daje nadzieję na sensowną alternatywę dla przegranej ekipy Hillary Clinton. Niedoszłej pierwszej w historii USA kobiecie prezydent, której sztab właściwie już świętował zwycięstwo (sama Hillary podpisywała okładkę „Newsweeka” ze swoim portretem i tytułem „Madame President” – 125 tys. nakładu gazeta musiała później wycofać ), Donald Trump mógłby zadedykować swoją dewizę: „Zwycięstwem delektują się tylko przegrani”. On sam po ogłoszeniu wyników wyborów, choć triumf był oczywisty, chyba po raz pierwszy w swojej karierze nie epatował pewnością siebie i triumfalizmem. Możliwe, że zdał sobie sprawę z faktu, że „reality show” już się skończyło i teraz czas tylko na „reality”. Choć grono doradców i najbliższych współpracowników, których zaczął przedstawiać, sprawiało wrażenie, że do tego realnego rządzenia jakimś cudem jest jednak przygotowany.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Jacek Dziedzina