26 pływaków zaprawionych w rywalizacji w sportach ekstremalnych przepłynęło Morze Martwe leżące w największej depresji globu (419 m p.p.m). Pokonanie 17 kilometrów w wodzie o zasoleniu 10 razy większym niż w Morzu Śródziemnym zajęło im siedem godzin.
Wysokie stężenie soli i innych minerałów powoduje, że nie można się nie tylko utopić, ale i nurkować. Pływanie jest niezwykle trudne ze względu na wypieranie ciała przez wodę. Zdaniem organizatorów - ekologów pragnących zwrócić tym wyczynem uwagę na degradację środowiska wokół tego słonego, bezodpływowego jeziora, do trawersu Morza Martwego doszło po raz pierwszy w historii.
Sportowcy z różnych krajów świata płynęli z izraelskiego Ein Gedi do Wadi Mujib po stronie jordańskiej. Mieli specjalne maski na twarzy, gdyż nawet jedna kropla wody, która dostałaby się do oka bądź nosa mogłaby doprowadzić do poważnych problemów zdrowotnych, a nawet śmierci.
W opinii naukowców degradacja środowiska i znaczne ograniczenie dopływu wody z rzeki Jordan do Morza Martwego sprawia, że postępujący od lat 60. XX wieku proces obniżania się poziomu lustra wody spowoduje, iż do 2050 r. zbiornik wyschnie zupełnie. Obecnie co roku poziom wody obniża się o metr.
"To jest apel do całego świata, by jak najszybciej podjąć kroki, które ocaliłyby to nadzwyczajne miejsce" - powiedział Gidon Bromberg jeden z dyrektorów EcoPeace Middle East, dodając, że jest to pierwsza z całego cyklu akcji, mające na celu uchronienie Morza Martwego przed całkowitym wyschnięciem.