– Dzieciak skoczył z dziesiątego piętra. Kumple poszli na jego pogrzeb, a potem znów ruszyli na imprezę. Pomyślałem: „To chore. Nie chcę tak skończyć” - opowiada „Bęsiu”, raper, który dotarł do 250 tys. młodych ludzi.
Hamuj już!
Poszedłem do spowiedzi. Wszędzie gigantyczne kolejki. „Trudno, nie załapię się” – pomyślałem. I wtedy tuż przede mną usiadł ksiądz. Podszedłem. „Witam cię serdecznie” – zaczął. Co za gość? Przecież się nie znamy Byłem zdenerwowany. Powiedziałem pierwszy, drugi, trzeci grzech, a on milczał. O co chodzi? Nie będę się więcej produkował. I nagle mi przerwał: „No dobra, hamuj już”. Zatkało mnie. Nikt tak do mnie w konfesjonale jeszcze nie mówił. „Po co we mnie strzelasz grzechami? Opowiedz mi o twoim życiu, bo wnioskuję, że jest ciekawe”. „Nikomu nie opowiadam o swoim życiu” – odparowałem. A on na to: „Nie przejmuj się, dajesz Ja ci opowiem o sobie”. I zaczęliśmy rozmawiać. Ta spowiedź trwała półtorej godziny! Usłyszałem: „Ja odpuszczam tobie grzechy w imię Ojca ” i poczułem się nowo narodzony. Patrzyłem na 60 tys. ludzi na festiwalu i czułem, że nie ma we mnie żadnego balastu, ciężaru. Chciało mi się nawet śpiewać piosenkę, która pulsowała w głośnikach. I wtedy przyszła refleksja: „Stary, ale będzie na dzielnicy beka, jak zobaczą, że »Bęsiu« się nawrócił. Co powiesz swoim kumplom: Jezus? Alleluja?”.
To co? Już ci przeszło?
Przyszedł lęk. Naprawdę się wystraszyłem. Za drugim razem pewien ksiądz w czasie konferencji rzucił: „Słuchaj, ile będziesz żył? Piętnaście lat? Trzydzieści? Pięćdziesiąt? I co potem? A Jezus daje ci wieczność. Tam nie ma limitu lat”. Uderzyło mnie to. Jest coś więcej. Nie ma końca. I wtedy, myślę, otrzymałem łaskę wiary. Boże, ja tak chcę!
Wróciłem do Polski, do Jeleniej Góry. Minąłem się na ulicy z kumplami. „»Bęsiu«, dawaj na melanż”. „Dobra, jakoś się zdzwonimy”. Wróciłem do domu. Zadzwonił kumpel: „Wbijaj na bibę!”. „Nie wiem ” zacząłem się wykręcać. I wtedy on do mnie przyszedł. „Co się dzieje”? – zdziwił się. „Wszystko jest. Od A do Z. Jest więcej wódki, niż mają w spożywczym, więcej prochów niż na cmentarzu”. „Nie idę. Idę na 17 do kościoła”. „Po co?” – nie pojmował. Ksiądz idzie z nami na imprezę?”. I słuchaj, ten kumpel poszedł ze mną na Mszę. Wychodzimy, a on: „To co? Już ci przeszło?”. A ja twardo: „Nie”. Przypomniał mi się ten dzieciak, który skoczył z bloku. Pomyślałem: „Nie chcę tak. Nie chcę być tu jedynie na chwilę!”.
Zacząłem chodzić do kościoła. Codziennie. Proboszcz nie wiedział, co się dzieje. Wszedłem kiedyś, siedziały dwie kobieciny. Usiadłem za nimi, a te ostentacyjnie wzięły torebki i przeszły na drugą stronę kościoła. „Idziemy stąd!” – usłyszałem.
Wyszliśmy z kościoła. Nie wytrzymałem, podszedłem do tych kobiet. „Dlaczego panie się przesiadły?”. „Bo nie wiemy, kim pan jest. Dlaczego usiadł pan za nami? Przecież w kościele jest tyle miejsca”. Mówię: „Nie wiem. Usiadłem spontanicznie Mogą mnie panie nie znać; jestem Łukasz, syn Ireny”. Na to jedna z kobiet zawołała: „Ty jesteś synem Irenki? To ja za ciebie od roku Różaniec odmawiam!”. A druga: „A ja od pół roku koronkę”. (śmiech) I moja błyskotliwa refleksja: „Straszne, wszystkie babcie wiedzą, że ćpałem. Jestem naznaczony”. (śmiech)
Wszedłem do wspólnoty Odnowy w Duchu Świętym, gdzie oddałem życie Jezusowi i przeżyłem chrzest w Duchu Świętym. Zacząłem opowiadać o swoim nawróceniu językiem hip-hopu. Nagrałem pierwsze utwory. W 2008 roku wyszedłem na scenę i zagrałem pierwszy koncert. Spotkałem raperów, którzy bez owijania w bawełnę opowiadali o swojej fascynacji Bogiem. Znaleźliśmy wspólny język. Poznałem DJ-a Yonasa, z którym gram do dziś. To on pokazał mi, jak wgląda świat chrześcijańskich raperów w Stanach. Byłem zdumiony, że ta scena jest tak gigantyczna. Nagrałem dotąd cztery płyty. Przeprowadziłem się do Warszawy. Z Jonatanem gramy cały czas jako Rymcerze.
Na śmierć i życie
Wchodzimy do szkół. Z projektem „Nie zmarnuj swojego życia” odwiedziliśmy już 345 szkół (gimnazjów, liceum, ośrodków wychowawczych). Gramy w Polsce i za granicą (USA, Kanada, Belgia, Anglia, Francja). Graliśmy w dużych miastach i na wioskach. Z opowieścią o miłości Ojca dotarliśmy do 250 tys. uczniów. Nieustannie jesteśmy w trasie. Czy jest szyderka? Ironia? Zdarza się, ale jedynie na początku. Pamiętajmy, że to jednak konfrontacja. Mówimy młodym: „Jesteście wolni: możecie wstać i wyjść. Nikt nie musi nas słuchać”. Zawsze wcześniej w szkole wisi plakat i uczniowie wiedzą, na co przychodzą.
Po kilku minutach mojego świadectwa zapada cisza. Widzę, że często ten ich bunt przeradza się w refleksję. Dostajemy od nauczycieli sygnały: „Po tym, jak zagraliście, całą fizykę czy matematykę przegadaliśmy na tematy, które poruszaliście na koncercie”. Po występie i wspólnej fotce młodzi zawsze podchodzą, pytają i opowiadają o sobie. Widziałem wiele razy łzy. Opowiadali mi megaporuszające historie. Słyszysz: „Jestem dilerem, ale dziś z tym kończę” i wiesz, że warto było jechać na drugi koniec kraju i po raz kolejny opowiadać o tym, jak Bóg ratował ci skórę.
Więcej o projekcie na: www.rymcerze.pl i www.antidotumrecords.pl
Marcin Jakimowicz