Najpierw trzeba stworzyć pozory, że robi się coś innego, niż robi się naprawdę.
Całe lata temu mój przyszywany wujek (bynajmniej nie związany blisko z Kościołem) wyraził w kontekście II wojny światowej dosyć ciekawą myśl, która we mnie pozostała do dziś. Powiedział, że nawet faszystom trudno było tak po prostu zabić człowieka (naturalne hamulce działają po prostu w człowieku) więc aby sobie to zadanie ułatwić, musieli go „odczłowieczyć”: wyśmiać, ubrać w łachmany, nadać numer (jak z Żydami).
Jest w tym wielka prawda: zabicie człowieka odrzuca i wywołuje odrazę u normalnego, przeciętnego człowieka. Dlatego aby zabić człowieka, trzeba:
1) nazwać podczłowiekiem (naziści) i odebrać mu godność ludzką. Do tego upodlić (getta, pasiaki, numery, poniżanie)
2) nazwać wrogiem ludu (komuniści) i odebrać mu godność ludzką. Nazwać pasożytem, wyzyskiwaczem, oszustem, upodlić i upokorzyć
3) zanegować, że mamy do czynienia z człowiekiem (aborcjoniści): nazwać płodem, glutem, zlepkiem komórek, problemem, brzuchem, częścią ciała kobiety.
4) uprzedmiotowić - in vitro i okolice
5) zanegować, że jest naszym bratem (bo ma inny kolor skóry - rasizm)
Przykłady pewnie można mnożyć. Ale warto zauważyć, że ta zasada – że aby zrobić coś złego, trzeba najpierw stworzyć pozory, że robi się coś innego niż naprawdę – działa też w innych aspektach. Aby upowszechnić zachowania niemoralne i nienormalne trzeba zmienić ich definicję w społecznym przekonaniu. Na przykład:
- konkubinat - związek partnerski (prawie rodzina)
- związek dwóch panów - małżeństwo - rodzina (a skoro rodzina, to czemu bronić im mieć dzieci, przecież rodzina ma prawo do dzieci?)
Prawda, że działa podobnie?
Łukasz Suska