Zwolennicy in vitro odkryli, że in vitro jest nieskuteczne. Jestem zbudowany tym, jak szybko człowiekowi potrafią otworzyć się oczy.
Jan Klawiter zgłosił projekt ustawy zezwalającej na zapładnianie tylko jednej komórki jajowej podczas procedury in vitro. Proponowane przepisy zabraniają też zamrażania ludzkich embrionów. Natychmiast podniósł się krzyk, że taka ustawa zupełnie uniemożliwi przeprowadzanie zabiegów. To ciekawe, bo dotąd słyszeliśmy, że zapłodnienie na szkle jest najskuteczniejszą metodą walki z bezpłodnością. To podobno jedyna nadzieją dla par, którym żadna terapia nie pomaga. Proponowanie czegokolwiek innego, na przykład naprotechnologii, to po prostu ciemnota. Teraz dowiadujemy się, że jeśli dozwolone ma być tylko jedno podejście, to w ogóle nie ma po co próbować, bo i tak się nie uda. Tyle na temat skuteczności.
Przypomina się odkrycie, którego obyczajowa lewica dokonała w sprawie antykoncepcji. Podczas dyskusji o środkach „pigułki po” okazało się, że feministki i zwolennicy edukacji seksualnej dla dzieci doskonale wiedzą, że antykoncepcja zawodzi. Nikt się nad tematem nie rozwodził, po prostu nagle edukatorzy jak gdyby nigdy nic zaczęli mówić, że tabletki są potrzebne, bo przecież inne środki mogą nie zadziałać i wszyscy to wiedzą. Nie wiem, czy podczas uświadamiających lekcji w szkołach dzieci dowiedzą się, że cokolwiek by łykały, albo sobie wszczepiały, i tak mogą zajść w ciążę. Jednak na potrzeby akcji „pigułka po” lewica przypomniała sobie o tym szczególe.
Mówią, że aby uwiarygodnić jedno kłamstwo, trzeba wymyślić dwa inne. Jak widać, czasem kłamstw jest przez to tyle, że jedne zaprzeczają drugim. I wtedy można dowiedzieć się czegoś prawdziwego. Kto wie, może za jakiś czas, przy okazji jakiejś innej debaty, lewica odkryje, że aborcja jest szkodliwa dla kobiet? Na razie odkryła, że in vitro słabo działa. Gratuluję. To krok w dobrą stronę.