Prawomocne jest już uniewinnienie dziennikarza Wojciecha Sumlińskiego w sprawie płatnej protekcji przy weryfikacji oficera WSI. W czwartek Sąd Okręgowy w Warszawie utrzymał taki - zapadły w grudniu 2015 r. - wyrok sądu rejonowego.
Jednocześnie SO utrzymał zapadły w pierwszej instancji wyrok wobec współoskarżonego z Sumlińskim emerytowanego płk. WSW i WSI Aleksandra L. - został on skazany na cztery lata więzienia i ponad 54 tys. zł grzywny.
O wyroku poinformowała PAP rzeczniczka prasowa SO ds. karnych sędzia Ewa Leszczyńska-Furtak. Czwartkowa rozprawa odwoławcza odbyła się z wyłączeniem jawności. Od wyroku pierwszej instancji odwoływały się prokuratura oraz obrońca L.
W grudniu 2009 r. Sumliński (który w wypowiedziach dla mediów występuje pod pełnym nazwiskiem) i L. zostali oskarżeni przez warszawską prokuraturę apelacyjną o powoływanie się od grudnia 2006 r. do stycznia 2007 r. na wpływy w Komisji Weryfikacyjnej WSI i podjęcie się - w zamian za 200 tys. zł - załatwienia pozytywnej weryfikacji oficera WSI płk. Leszka T. Ten oficer tajnych służb wojska jeszcze z PRL ostatecznie został negatywnie zweryfikowany.
L. od początku przyznawał się do zarzucanego mu czynu i sam wnosił o wymierzenie mu takiej kary, jaką otrzymał. "Od oskarżonego, który pobiera wysokie świadczenia od Skarbu Państwa, należy oczekiwać zachowania odpowiedniego dla oficera Wojska Polskiego. Czyn oskarżonego jest haniebny, zagrażający bezpieczeństwu kraju. Mógł zdestabilizować, czy wręcz zdestabilizował działanie ważnej instytucji państwowej, jaką była komisja weryfikacyjna" - wskazywał w grudniu zeszłego roku Sąd Rejonowy dla Warszawy-Woli.
Za okoliczności łagodzące sąd uznał wtedy, że L. stał się ofiarą prowokacji Leszka T. (zmarł w 2012 r.), któremu w rzeczywistości na tej weryfikacji nawet nie zależało. Sąd ustalił też, że L. dramatycznie potrzebował pieniędzy, by pomóc ciężko chorej żonie. Oskarżonym groziło do ośmiu lat więzienia.
Sąd wskazywał też wówczas, że zarzucone oskarżonym przestępstwo płatnej protekcji, czyli powoływania się na wpływy w instytucji w zamian za korzyści dla siebie, ma charakter formalny. "Wystarczy się powołać na wpływy. Nie trzeba ich mieć. Wystarczy obietnica łapówki. Nie trzeba nawet jej przyjąć" - wyjaśniał.
"Gdyby istniała możliwość załatwienia pozytywnej weryfikacji za łapówkę, groziłoby to bezpieczeństwu państwa. Nawet pozorne wpływy mogłyby dezawuować tę instytucję" - mówił sędzia Stanisław Zdun z sądu rejonowego.
Śledztwo zainicjował Leszek T., który nagrywał rozmowy z płk. L. i Sumlińskim. W listopadzie 2007 r., po przegranych przez PiS wyborach, zawiadomił o sprawie ówczesnego marszałka Sejmu Bronisława Komorowskiego, który poinformował o niej ABW. Śledztwo trwało od grudnia 2007 r.
Sprawa nabrała rozgłosu w mediach w lipcu 2008 r., gdy sąd - po uwzględnieniu zażalenia prokuratury - zdecydował o aresztowaniu Sumlińskiego. Dzień później dziennikarz próbował popełnić samobójstwo w jednym z warszawskich kościołów. Po tym zdarzeniu odstąpiono od jego aresztowania. Aresztowany był natomiast płk L.
Sumliński od początku nie przyznawał się do winy. Mówił, że była to prowokacja T. wymierzona m.in. w Komisję Weryfikacyjną kierowaną przez Antoniego Macierewicza. W mediach zwracał uwagę na prowadzone przez siebie dziennikarskie śledztwa i sugerował, że "mógł się tym narazić wielu osobom".
Media ponownie nawiązywały do tej sprawy w 2012 r., kiedy zmarł Leszek T., mający zeznawać w procesie. Prokuratura podawała, że przyczyną śmierci T. była niewydolność krążenia. Śledztwo w sprawie jego śmierci umorzono.