Liban jest jedną z nielicznych na Bliskim Wschodzie ostoi demokracji oraz pokojowej koegzystencji chrześcijan i muzułmanów. Z każdym miesiącem rosną jednak problemy, z którymi boryka się ten kraj.
We wtorek 9 sierpnia do portu w Bejrucie dotarł statek z amerykańskim sprzętem wojskowym wartym 50 milionów dolarów. Libańską armię zasili 50 pojazdów opancerzonych, 40 dział i 50 wyrzutni granatów. Ogółem w tym roku USA wesprze Libańczyków uzbrojeniem wartym 220 milionów dolarów. To ważny sygnał, Zachód na szczęście przestaje być obojętny na kłopoty Libanu – wyjątkowej bliskowschodniej mozaiki etniczno-religijnej, gdzie żyją obok siebie sunnici, szyici i chrześcijanie. Nigdzie indziej w tej części świata wyznawcy Chrystusa nie stanowią wciąż tak dużego odsetka społeczeństwa, ponad 40 proc. Ale ten mały kraj, powstały po I wojnie światowej w wyniku odgórnych decyzji Francuzów i Brytyjczyków, od początku istnienia targany jest licznymi konfliktami, które w ostatnich latach przybrały na sile. Nie widać końca exodusu uchodźców z sąsiedniej Syrii, a islamscy fanatycy atakują chrześcijańskie miejscowości. Co gorsza, Libańczykom przychodzi mierzyć się z tymi wyzwaniami w warunkach politycznego klinczu, który trwa już ponad dwa lata i stawia pod znakiem zapytania istnienie kruchego systemu gwarantującego sprawiedliwą reprezentację wszystkich grup. Pat u szczytu władzy powoduje też stagnację gospodarczą w kraju, który z racji względnej zamożności, wielokulturowości i malowniczych krajobrazów zwany był niegdyś Szwajcarią Bliskiego Wschodu. Czy Liban wyjdzie obronną ręką z jednego z najpoważniejszych kryzysów w swej historii?
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Maciej Legutko