Producenci debat, w których zmierzą się kandydaci na prezydenta USA, poinformowali, że może wziąć w nich udział trzeci kandydat. Może do tego dojść, bo główni kandydaci biją "historyczny rekord niepopularności" - pisze w środę portal Politico.
W wyborach mają zamiar wystartować: kandydat Partii Libertariańskiej, były gubernator stanu Nowy Meksyk Gary Johnson, z ramienia Partii Zielonych lekarka i pisarka Jill Stein oraz republikanin, który zgłosił wolę udziału w wyborach zaledwie w poniedziałek, były agent CIA Evan McMullin.
"Zważywszy że Gary Johnson osiąga w sondażach w niektórych regionach wyniki dwucyfrowe (...), na wszelki wypadek musimy mieć taki plan" - mówi jeden z szefów Komisji ds. Debat Prezydenckich, reprezentujący demokratów Mike McCurry.
Współprzewodniczący z ramienia Partii Republikańskiej Frank Fahrenkopf wyjaśnia w rozmowie z Politico, że Komisja w razie czego jest nawet skłonna wykazać się "pewną elastycznością" na użytek trzeciego kandydata, jeśli jego poparcie w sondażach wynosić będzie niewiele mniej niż wymagana norma, czyli 15 proc.
Tyle głosów - w pięciu ogólnokrajowych sondażach prowadzonych przez pięć wybranych ośrodków badania opinii - musi zdobyć trzeci kandydat, aby móc uczestniczyć w debatach prezydenckich - wyjaśnia Politico.
Poparcie dla Johnsona oscyluje ostatnio wokół 8,8 proc. w sondażach ogólnokrajowych. Stein w takich badaniach zbiera jedynie około 3,8 proc. głosów. A McMullin dopiero kilka dni temu włączył się w wyścig.
Uważa się jednak, że udział tych kandydatów może być źródłem niespodzianek; Stein może zebrać głosy zwolenników głównego rywala Hillary Clinton w prawyborach, reprezentującego lewe skrzydło demokratów senatora Berniego Sandersa.
Evan McMullin może zmniejszyć szanse Donalda Trumpa, odgrywając rolę w stanach, które będą miały kluczowe znaczenie w wyborach, jak Wirginia, New Hampshire, Kalifornia, Ohio, a zwłaszcza, jako mormon, w Utah, który jest stanem mormonów.
Również Johnson, były republikanin, a od 2012 roku kandydat libertarian, może odebrać głosy zwolenników Partii Republikańskiej.
McCurry ostrzega jednak, że do połowy września nie będzie wiadomo, czy któryś z tych kandydatów spoza głównego nurtu zakwalifikuje się do debat prezydenckich.
Z ich urządzeniem może być jednak problem innej natury - zwraca uwagę tygodnik "Time". Mimo obietnic swego sztabu wyborczego Donald Trump nie potwierdził jeszcze udziału w debatach; jego rzeczniczka Hope Hicks nie odpowiedziała na prośby "Time'a" o wyjaśnienia lub deklaracje w sprawie intencji kandydata.
W poniedziałek w telefonicznym wywiadzie dla "Time'a" Trump powiedział, że w zasadzie "bardzo chce uczestniczyć w debatach", ale ma zamiar postawić pewne warunki. Nie jest jasne, czego mają one dotyczyć, prócz tego, że chce on mieć prawo odrzucenia moderatorów debaty, którzy nie będą mu odpowiadać.
"Muszę zobaczyć, jacy będą moderatorzy. I tak uważam, że niektórzy z nich są nie do zaakceptowania. Absolutnie" - dodał.