Kiedy piszę te słowa, dwa dni przed przylotem papieża Franciszka, nie wiem, jak przebiegnie krakowskie spotkanie z młodzieżą. Wiem natomiast, jak zakończył się diecezjalny, a właściwie parafialny etap Światowych Dni Młodzieży.
Napisałem „parafialny”, bo to właśnie do parafii trafili pielgrzymi. A tam działy się rzeczy znakomite. Przyjezdni ze wszystkich zakątków świata byli przyjmowani serdecznie i z wielką gościnnością. W „Gościu” piszemy tylko o jednej parafii, w której przebywali uczestnicy ŚDM – o Siemoni w diecezji sosnowieckiej, ale podobnych było tysiące (ss. 22–23). Czy to Europejczycy, czy Azjaci, mieszkańcy Bliskiego Wschodu czy Afrykanie, wszyscy spotkali się z jednakową życzliwością. Nieustannie powtarzana opinia o jakoby zaściankowym i ksenofobicznym polskim katolicyzmie, zamkniętym na obcych, nie znalazła potwierdzenia. Bo i znaleźć nie mogła. W polskich parafiach jest dużo zdrowej religijności, a z niej mogą się rodzić tylko dobre sprawy. Moja wiedza nie jest oczywiście pełna, ale dam głowę, że w zdecydowanej większości parafii wydarzyły się wielkie rzeczy. Bardzo spodobała mi się obserwacja Bogumiła Łozińskiego, wysnuta na podstawie doświadczenia z jego warszawskiej parafii. W internetowym komentarzu zwrócił uwagę, że piękną twarz naszego Kościoła pokazały panie pogardliwie nazywane „moherowymi babciami”. To właśnie wiele z nich gościło w swoich domach młodzież z całego świata. Bardzo udany tydzień w parafiach nie był oczywiście tylko naszą zasługą. Przyczynili się do tego również pielgrzymi. To spotkanie jednych z drugimi dało tak cudowny efekt. Słyszałem, jak niektórzy mówili, że miniony tydzień był najpiękniejszym w ich życiu.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Marek Gancarczyk