Woodstock to zawsze podwyższone ryzyko

Nic dziwnego, że wielu nie przeszkadza Owsiakowy jarmark idei. Skoro im wszystko jedno...

Przed laty moja znajoma, młoda wtedy dziewczyna, wróciła z „Przystanku Woodstock”, bodaj pierwszego, a najdalej drugiego.
– Fajna impreza, nie rozumiem skąd tyle sprzeciwów – powiedziała.
– A gdybyś miała córkę, puściłabyś ją na tę fajną imprezę? – zapytałem.
Natychmiast spoważniała. – A wiesz… no, chyba nie.

No właśnie. Nie chodzi o to, czy jakaś impreza jest fajna, tylko czy jest bezpieczna. I nie chodzi tylko o bezpieczeństwo fizyczne (o nim pisałem tutaj), lecz jeszcze bardziej o bezpieczeństwo duchowe. A z tym to, delikatnie ujmując, na Woodstocku nigdy nie było najlepiej. Słynne hasło Jerzego Owsiaka „Róbta co chceta”, podobnie jak – skopiowane z oryginalnego Woodstocku – obrazki taplającej się w błocie młodzieży, musiały zrobić swoje. Bo to takie rzeczy trafiają do wyobraźni, a nie tłumaczenia, co autor miał na myśli (nawet gdyby miał na myśli coś innego). To jest skrót, prosty przekaz, a on mówi: zrzuć wreszcie krępujące cię ograniczenia, które narzucają ci w domu i w szkole, odrzuć konwenanse i stereotypy. Bądź sobą – czyli rób to, na co masz ochotę, to, co podpowiadają ci instynkty. Wyzwól się z konwenansów, masz prawo robić wszystko, do czego cię ciągnie. Chcesz żyć w błocie (w domyśle – jak świnia)? To jest fajne, zobacz, jacy szczęśliwi są ci młodzi ludzie.

To zawsze było chwytliwe i takie metody stosowali wszelcy populiści: Dajmy ludziom to, co i tak nie jest nasze i co sami zawsze mają w zasięgu swojej ręki, ale się boją po to sięgnąć. My ich ośmielimy. Bierzcie, ludzie, co chcecie, jesteście wolni! I popatrzcie na tych zgredów, co się wami gorszą – oni są smutni, wy radośni. U nas muzyka i taniec, u nich mrok i chłód.

To bardzo prosty schemat, wielokrotnie powielany. Zrzucali te swoje „kajdany” hippisi, zrzucali anarchiści, rewolucjoniści seksualni i inni. I zawsze na początku była euforia, bo się ludziom wydało, że już teraz tak będzie: będę robił, co chcę. Ale po czasie nieodmiennie okazywało się, że te zrzucone „kajdany” to był ich skarb, dobytek, który wyrzucili w błoto.

Dobrze, jeśli dawne „dzieci kwiaty” się pozbierały, założyły krawaty i wzięły odpowiedzialność za siebie i ludzi od nich zależnych. Wielu się jednak nie pozbierało, bo lewacka „wolność”, której zakosztowali u progu dorosłości, trwale uszkodziła im busolę.

Nie twierdzę, że każdy uczestnik „Przystanku” poniesie podobne duchowe szkody, ale pod tym względem od początku była to impreza o podwyższonym ryzyku. Nie zrozumie tego ktoś, komu jest wszystko jedno, w co człowiek wierzy i czy, na przykład, jest mu obojętne, kiedy i w jakiej sytuacji jego dziecko przeżyje inicjację seksualną. Jeśli jednak ktoś rozumie wartość poznania Chrystusa, więc i wszystko, co z tego wynika, to raczej nie będzie się zachwycał jarmarkiem idei i religii, jakim jest Woodstock. Miejsce, w którym prowadzi się promocję obcych grup religijnych w rodzaju  Hare Kriszna, nie może być przez chrześcijanina uznane za duchowo obojętne. Nie może mu być obojętne miejsce, w którym nie są jasno określone zasady moralne i w którym podaż grzechu jest znacznie większa niż w normalnych sytuacjach. Jeśli jest inaczej, to trudno mówić o chrześcijaństwie tego człowieka.

Cała rzecz polega na więc tym, co i dlaczego uważamy za wartość, bo od tego będzie zależało, co uznamy za warte i ochrony, i promocji.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Franciszek Kucharczak