To był ważny moment, świadczący o zaufaniu, jakie Franciszkowi udało się zdobyć w Armenii (korespondencja z Erywania).
Papież Franciszek i katolikos Karekin II podczas ekumenicznej modlitwy o pokój w Erywaniu powiedzieli wiele ważnych, mądrych i potrzebnych słów. Jednak największe wrażenie na mnie zrobiła reakcja ludzi, zgromadzonych tłumnie na Placu Republiki. Spontanicznie gorącymi oklaskami przyjęli papieskie wezwanie, aby doszło do pojednania między narodem ormiańskim a tureckim, a pokój nastał również w Górskim Karabachu.
Reakcja była natychmiastowa, gdyż na telebimach ukazywało się tłumaczenie w języku ormiańskim w trakcie papieskiego przemówienia. Jednak nie była wcale oczywista, jeśli weźmie się pod uwagę stan nastrojów. Od kilku dni, rozmawiając z miejscowymi, wśród których byli także weterani wojny o Karabach, stale słyszałem, że z Azerami i Turkami można rozmawiać jedynie z pozycji siły.
Kwestia wsparcia dla suwerenności Karabachu jest postrzegana przez wszystkich Ormian jako racja stanu. Zresztą krajem od wielu lat rządzą ludzie wywodzący się stamtąd, tzw. klan karabaski, którzy ze zwycięstwa nad Azerami w latach 90. uczynili jeden z ważnych elementów legitymizujących ich władzę. Politycy ormiańscy, którzy próbowali z Azerami rozmawiać zostali odsunięci od władzy, a pertraktacje pokojowe przyjmowane były jako wyraz słabości, a nie próba poszukiwania mądrych rozwiązań.
Papież zaproponował Ormianom inną logikę, w centrum której postawił nie siłę, ale miłosierdzie oraz zaufanie do drugiego. Ludzie to zaakceptowali, a nie była to jakaś specjalnie dobrana publiczność, ale zwykli mieszkańcy miasta. Przyszli na spotkanie z papieżem, jak mi się wydawało, trochę jak na weekendowy piknik. Okazało się jednak, że słuchali Franciszka bardzo uważnie i z wielkim wyczuciem potrafili oklaskami udzielić papieżowi swego wsparcia. To był ważny moment tej pielgrzymki, świadczący o zaufaniu jakie Franciszkowi udało się zdobyć w Armenii. Być może będzie to mieć dalsze konsekwencje.
Gwałtowne walki, do których nieoczekiwanie doszło w Karabachu w kwietniu br., uświadomiły wszystkim, jak kruchy jest rozejm i jak łatwo może się zamienić się w konflikt zbrojny, do którego zresztą obie strony stale się przygotowują. Warto także odnotować reakcję Ormian, kiedy po raz pierwszy w czasie tej wizyty Ojciec Święty odniósł się do innych bolączek, hamujących rozwój i stanowiących problem Armenii.
Po papieskich słowach o potrzebie troski o najbardziej potrzebujących oraz bezwzględnej walki z korupcją, „która musi zostać wykorzeniona”, oklaski rozległy się z niemniejszą siłą, jak po tym, kiedy wzywał do pokojowego rozwiązywania problemu karabaskiego.
Faktem jest, że wielu Ormian nie ma zaufania do swojej klasy politycznej, oskarżając ją o korupcję oraz zaniedbanie dobra wspólnego. Opozycja jest słaba i rozbita, dlatego obywatele głosują nogami, wyjeżdżając masowo z kraju w poszukiwaniu lepszego życia, a przede wszystkim pracy. Prowincja wyludnia się i skalę tego problemu zobaczyłem wracając z Giumri do Erywania. Jechaliśmy nie główną trasą, ale malowniczo położoną drogą podgórską. Mijaliśmy osady praktycznie wyludnione, zostali w nich starcy i dzieci, gdyż dorośli pojechali szukać pracy sezonowej, głównie do Rosji. Wrócą dopiero jesienią.
Mam nadzieję, że słowa papieża, a także oklaski, jakimi przyjęli je mieszkańcy Erywania, usłyszy także klasa polityczna Armenii, reprezentowana na Placu Republiki przez swych najważniejszych przedstawicieli.
Andrzej Grajewski