Demokracji w Polsce zagraża zbyt mała liczba aborcji, a prawo do życia dotyczy osób urodzonych.
24.06.2016 13:42 GOSC.PL
Przeczytałem tę diagnozę i struchlałem. Nie tak dawno temu zostałem zapytany o kwestię zbawienia dzieci nienarodzonych.
- Prawo do życia dotyczy osób urodzonych - stwierdził Nils Muižnieks, komisarz praw człowieka Rady Europy. Skoro tak głosi dogmat unijnego wyznania, to może trzeba dać sobie spokój z Dniem Dziecka Utraconego, a osobom, które po takiej stracie odczuwają ból, fundować jakąś terapię, by zrozumiały, że nie mają po kim/czym płakać? Ten ktoś był coś. Oczywiście ironizuję, bo chyba tu trudno o argumenty „na zimno”. Przecież takie stwierdzenie oznacza, że aborcja jest w pełni uzasadniona do ostatniej chwili ciąży.
Zastanawiam się tylko, jakie jeszcze dyrektywy mają w głowach ci ludzie, którzy czynią siebie panami życia i śmierci innych ludzi, którzy mają wręcz obsesję bycia bogami. Po pomyśle kwot uchodźców, którzy wcale nie chcą uchodzić np. do Polski, sugestia, że mamy zbyt mało aborcji. Czyli co? Może panowie życia i śmierci określą, ile aborcji na które państwo? Może podzielą i rozdysponują ile na miasta, ile na wioski, ile na stopień wykształcenia, zamożności? A potem rozpoczniemy akcję zbierania najpierw chętnych, a potem, gdyby zabrakło, to co? Będziemy robić łapanki? Krzyczymy na Chiny za byłą politykę jednego dziecka, ale mentalnie jest to gdzieś blisko.
I co później? Może panowie życia i śmierci stwierdzą, że naszej demokracji zagraża brak eutanazji? I tu znów dyrektywa.
Tym ludziom nie tyle chodzi o wartość życia, co o wartość życia o określonej jakości. Jeśli jakieś życie nie osiąga ustalonej przez nich jakości, nie jest życiem lub nie jest warte życia. Tylko że tu rodzi się pytanie o to, kto ma prawo i czy ma prawo takie granice określać?
Mam nadzieję, że UDA się u nas nie uda.
ks. Zbigniew Niemirski