To, co stało się w Wielkiej Brytanii, pokazuje, jak bardzo istotne decyzje podejmuje się w oparciu o niewłaściwe przesłanki pod wpływem nieodpowiedzialnych polityków.
24.06.2016 08:30 GOSC.PL
Jacek Dziedzina prosto z Londynu relacjonuje: Brytyjczycy obudzili się dziś w innym kraju. Kraj ten jest nie tylko podzielony, jest także zaskoczony. O ile jestem w stanie zrozumieć zaskoczenie zwolenników pozostania w UE, o tyle krew w żyłach się gotuje, kiedy słyszy się relacje, z których wynika, że także zwolennicy Brexitu są zaskoczeni. Nie tylko tym, że obywatele zdecydowali: wychodzimy, ale także tym, jaka była skala ich przewagi w referendum.
Media twierdzą, że ci, którzy opowiedzieli się za Brexitem, tak naprawdę nie wiedzieli, na co się piszą. Nie mieli świadomości, co dokładnie to oznacza i byli przekonani, że z UE nie da się wyjść. Traktowano udział w referendum i głos za wyjściem jako żółtą kartkę daną premierowi Cameronowi i Unii Europejskiej, która niepotrzebnie wtrąca się w życie państw członkowskich.
Jeśli tak faktycznie jest, że tego referendum nikt nie traktował poważnie, to parlament brytyjski nie powinien go uznać za wiążące, Cameron musi ustąpić, a Wielka Brytania powinna w Unii pozostać.
Nie zmieni to jednak faktu, że same wyniki referendum narobiły już sporego zamieszania w Europie - szczególnie na rynkach finansowych. Kurs funta leci w dół. Umacniają się inne waluty: dolary, euro, franki szwajcarskie. Nietrudno się domyślić, jak to wpłynie na nastroje i kondycję finansową tych, którzy zaciągnęli kredyty np. we frankach lub w euro. Gospodarka brytyjska też na tym nie zyska, a jeśli tak duży kraj w Europie dostaje takiej ekonomicznej niestrawności, to wiadomo, co się dzieje w krajach słabszych. Nie wiemy jeszcze dokładnie, jak ta sytuacja wpłynie na losy milionów Polaków, którzy pracują w Wielkiej Brytanii. Wiadomo, że dziś ci, którzy zarabiają w funtach, realnie będą mieli mniejszą siłę nabywczą, mniej też prześlą swoim rodzinom np. w naszym kraju.
To, co stało się w Wielkiej Brytanii, pokazuje jeszcze jedną rzecz, chyba najbardziej irytującą, i powinno być przestrogą dla wszystkich polityków europejskich. Również tych z polskiego podwórka. Nie można bezkarnie głosić populistycznych haseł tylko po to, by zagrać na nosie konkurentom politycznym. Nie wolno nieodpowiedzialnie nawoływać społeczeństwa do podejmowania ważnych decyzji w oparciu o propagandowe hasła motywowane partykularnym interesem takiej czy innej partii - np. opozycyjnej. Skutków zamieszania, jakie mamy w Wielkiej Brytanii, jeszcze nie znamy. Chwilowa panika to jedno, ale co będzie na dłuższą metę, tego jeszcze nikt nie wie. Najgorsze jest to, że nie wiedzą tego nawet ci, którzy nawoływali do Bexitu. Nie wiedziało tego też głosujące społeczeństwo, bo to kierowało się raczej emocjami niż zdrowym rozsądkiem. I trudno się obywatelom dziwić. Nie mogę jednak przestać się dziwić politykom i ich nieodpowiedzialności.
Jan Drzymała