Odrzucony przeze mnie wiele lat wcześniej Jezus - przytulił mnie mocno.

Od Boga odeszłam zaraz na progu swojego dorosłego życia. Nie zatrzymywał mnie. Patrzył ze smutkiem jak pędziłam szeroką autostradą w stronę piekła i z pełną świadomością łamałam kolejno i wielokrotnie każde z dziesięciu danych przez Niego, przykazań.

Zaczęło się od butelki owocowego wina na klatce schodowej z przyjaciółkami. Z biegiem czasu dołączyli długowłosi chłopcy z torbami pełnymi strzykawek z heroiną. Kolorowy, pełen wyzwań i pozornej wolności świat dzieci kwiatów. Mnóstwo było w nim miłości, ale to nie była ta Miłość, której pragnie dla nas Bóg.

Potem pojawili się inni, tacy w wytartych skórzanych kurtkach, mówili o sobie: anarchiści. Zafascynowali mnie swoją filozofią skrajnego indywidualizmu, co w połączeniu z walczącym feminizmem dawało niezłą mieszankę. Bóg nie był mi do niczego potrzebny. Byłam przekonana, że mogę tworzyć rzeczywistość wokół siebie jak tylko zechce, mogę wpływać na ludzi. Filozofia New Age bardzo pomogła mi odnaleźć konkretne techniki działania. Medytacja transcendentalna, metody kontroli umysłu, niebezpieczne igranie z mocami Kundalini. Mieszanka wybuchowa. Do tego dołączyła bezgraniczna wiara w gwiazdy. Moją był Neptun. Tak naprawdę to pogański bożek, czego przez wiele lat nie chciałam przyjąć do wiadomości, ślepo ufając mistrzom pseudonauki jaką jest astrologia.

Bardzo pomocne okazały się karty tarota. Długie rozmowy z eremitą rozwiązywały moje problemy i dawały odpowiedź na każde najtrudniejsze pytanie. Jeden tylko szczegół mnie zastanawiał, a jednocześnie fascynował. Przed każdą taką „modlitwą” nad kartami wyciągałam jedną z nich, która miała prowadzić. W pewnym momencie niezależnie od sposobu i czasu tasowania była to wciąż ta sama karta. Osobowe zło zaczęło mocno i wyraźnie dawać znać o sobie. Od pogłębiającej się depresji, myśli samobójczych uciekałam w „imprezy” i przypadkowe związki.

W międzyczasie znalazłam świetną pracę. Muzyczna Telewizja. Na co dzień znani artyści, niezłe pieniądze, imprezy. Jedną z gwiazd był wówczas Marylin Manson. Bluźnierstwa Mansona i jemu podobnych, były dla mnie uznanym sposobem ekspresji artystycznej. Na okładkach płyt moich ulubionych muzyków widniały często odwrócone krzyże, pentagramy, tajemnicze trójkąty i inne symbole okultystyczne.

Mijały lata. W ślepej fascynacji okultyzmem z elementami satanizmu, lubiłam chodzić do kościoła w Wielki Piątek. Wsłuchiwałam się w drogę krzyżową i wykręcałam wszystko na opak. Śmierć Jezusa na krzyżu. Diabeł nie chce przyjąć do wiadomości, że to tylko chwila, że zaraz potem nastąpiło ZMARTWYCHWSTANIE.

I nastąpiło ZMARTWYCHWSTANIE. W zupełnie niespodziewanym momencie, kiedy wydawać by się mogło, że wręcz przeciwnie, że cały świat runął i wszystko stanęło w miejscu. Kiedy zmarł mój syn. Usłyszałam słowa lekarza „Bicia serca nie stwierdzam” i zapadła ciemność. Nagle z tej ciemności wyłonił się JEZUS. Żywy i Prawdziwy. Pamiętałam go jeszcze z dzieciństwa, Jego piękną twarz i czułe spojrzenie. Zanim odeszłam w świat, miałam szansę Go poznać dzięki rodzicom i dziadkom, którzy zrobili wszystko co mogli, żeby przekazać mi wiarę.

Odrzucony przeze mnie wiele lat wcześniej, Jezus, przytulił mnie mocno i powiedział, że dziecko jest teraz bezpieczne w czułych ramionach Jego Matki i że nie muszę niczego się obawiać. Płakałam całą noc i cały następny dzień, a Jezus płakał razem ze mną. Wiedziałam że to TEN, który KOCHA bezgranicznie. TEN, którego się niemal publicznie wyparłam i którego sprzedałam jak Judasz za nędzne srebrniki.

Niestety serce z kamienia niełatwo jest skruszyć. Straciłam jeszcze trójkę nienarodzonych dzieci i dopiero w dniu, kiedy był wyznaczony termin porodu ostatniego z nich - a był to dokładnie Pierwszy Piątek Miesiąca w kwietniu, zaraz po Wielkanocy – udało mi się dotrzeć przed kratki konfesjonału. Usłyszałam wtedy słowa „Idź i nie grzesz więcej”. I brzmią w moich uszach do dziś, choć minęło już od tego momentu osiem lat.

Droga powrotu okazała się ciężka i mozolna. Krok do przodu, trzy kroki w tył. Nieustanne upadanie, kaleczenie się i tłuczenie. Trudna nauka pokory. Po tak długim okresie bluźnierczego błądzenia po manowcach konieczna okazała się pomoc egzorcysty.

Jezus to MISTRZ CIERPLIWOŚCI. „Gdzie jednak wzmógł się grzech, tam jeszcze obficiej rozlała się łaska”. Szalona Miłość Boga i Jego Szalona pogoń za człowiekiem. Po każdej kolejnej nieudanej próbie nawrócenia słyszę JEGO spokojny i ciepły głos „Nie szkodzi, spróbuj jeszcze raz,wyciągnę cię z tego, tylko trzymaj mocno moją rękę”.

Ania

« 1 »