Kiedy słucham o nieszczęściach, do jakich dojdzie w lipcu w Krakowie, mam wrażenie, że po raz pierwszy tradycyjne straszenie Dniami Młodzieży odniosło skutek.
27.05.2016 14:59 GOSC.PL
Roztaczanie apokaliptycznych wizji przed Światowymi Dniami Młodzieży to norma. Paryż (1997 r.) miał być po prostu zadeptany przez tłum pielgrzymów. W Madrycie (2011 r.) miało już być dużo gorzej. Tuż przed spotkaniem młodzieży z papieżem homoseksualni aktywiści zorganizowali w środku miasta marsz. Nie wiadomo było, jak w kraju rządzonym wówczas przez Josego Zapatero zachowa się policja. Po drodze dochodziły do nas wiadomości o atakach na pielgrzymów, zamieszkach, rzucaniu szkłem w ludzi. Po powrocie z ŚDM wielu ludzi nas pytało, jak to było z tymi lewakami, bo w telewizji – choć na relację z mszy z papieżem zabrakło miejsca w ramówce – sporo mówiono o madryckiej demonstracji. Niewiele mogłem pomóc. 5-tysięczny gejowski pochód odbył się na dzień przed przybyciem mojej grupy do Hiszpanii. Potem już manifestacji nie było, a gdyby nawet się trafiły, nie tak łatwo byłoby je zauważyć w 2,5-milionowym tłumie uczestników ŚDM.
Z kolei w Rio de Janeiro (2013 r.) zagrożeniem byli gangsterzy. W mieście, w którym znajduje się 600 faweli kontrolowanych przez narcotraficantes nie było to wcale niebezpieczeństwo wydumane. Można się było liczyć z tym, że zaktywizują się dilerzy, albo że ktoś podrzuci któremuś z pielgrzymów towar, żeby ten nieświadomie go przetransportował (turystom takie sytuacje się zdarzają). Mogło być i gorzej, bo w Rio dostawało się kiedyś kulkę za wypowiedzenie słowa „trzy” (uznawano to za poparcie dla gangu Terceiro Comando, ich konkurencja tego nie lubiła), albo za chodzenie w czerwonej koszulce (poparcie dla Comando Vermelho). Niby gangsterzy nie mieli powodu, żeby strzelać do pielgrzymów, ale wiadomo było, że bardzo denerwuje ich wchodzenie na ich teren bez pytania. Poza tym uzbrojony w pistolet maszynowy 16-latek, który właśnie nawdychał się kraku może się zachować w sposób nie do końca przewidywalny.
Pamiętam zdziwienie lokalnej prasy piszącej o dwóch pielgrzymach, którzy mimo ostrzeżeń postanowili przespacerować się po fawelach. Nie pamiętam za to, jak tłumaczyli, po co tam poszli – chcieli ewangelizować, czy po prostu byli ciekawi, jak tam jest?
Swoją drogą, w życiu nie zgadniecie, z jakiego kraju pochodzili ci pielgrzymi.
Nie zamierzam śmiać się z dbania o bezpieczeństwo i dmuchania na zimne, ale kiedy słucham o nieszczęściach, do jakich dojdzie w lipcu w Krakowie, mam wrażenie, że po raz pierwszy tradycyjne straszenie Dniami Młodzieży odniosło skutek.
Jakub Jałowiczor