Na lewo od Edenu

Po raz pierwszy od 40 lat w wyborach prezydenckich w USA nie liczy się głos tzw. religijnej prawicy. Dotąd nie dało się zdobyć nominacji republikanów bez puszczenia oka do liderów ewangelikalnych Kościołów. Dziś Donald Trump pokazuje im co najwyżej figę. A wierni... i tak głosują na niego.

Nigdy nie prosiłem Boga o wybaczenie – taka buńczuczna deklaracja w ustach starającego się o nominację w wyborach prezydenckich w USA do niedawna dyskwalifikowałaby nawet w oczach liberalnego elektoratu. A co dopiero wśród konserwatywnych wyborców. Tymczasem Donaldowi Trumpowi, który nie tylko takimi słowami naraził się liderom religijnym, nie przeszkodziło to w uzyskaniu poparcia także w konserwatywnych stanach i w zdobyciu nominacji republikanów. Wbrew woli establishmentu partii i pomimo niechęci wpływowych pastorów. Co zatem stało się z tzw. religijną prawicą w USA, która przez dekady była kluczowym graczem na amerykańskiej scenie politycznej?

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.
« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Jacek Dziedzina