Odczuli na własnej skórze, że dziecko w najprawdziwszy sposób jest darowane przez Boga.
To nie było łatwe, musieli o Marysię walczyć. Małgosia musiała przejść skomplikowane leczenie hormonalne. Na początku lekarka ostrzegała, że ciąża, jeśli się uda, będzie możliwa po długim leczeniu. W 2002 roku pojechali z Tomaszem do Rzymu na kanonizację założyciela Opus Dei Josemaríi Escrivy de Balaguera. We Włoszech nawiedzili między innymi sanktuarium Świętej Katarzyny Sieneńskiej, Świętego Antoniego z Padwy, Bambino Gesù. Modlili się o dziecko w sanktuarium, w którym kobiety proszą o macierzyństwo. Był październik, a po powrocie do Polski na początku grudnia coraz częściej czuła się fatalnie, ogarniała ją senność, aż pewnego dnia zachciało jej się truskawek. Ale gdzie tu kupić truskawki w zimie?
Nagle ją olśniło i zamiast po truskawki pobiegła do apteki po test ciążowy. Dwie kreski! Żeby mieć większą pewność, wykonała kolejny. I znowu to samo! Na Marysię czekali całe pięć lat. – Byłam pewna, że gdy urodzą się dzieci, praca reporterki będzie niemożliwa. Ale do siódmego miesiąca ciąży krążyłam po mieście z mikrofonem.
Zaczęły się osławione kaszki i pieluszki. Marysia rozwijała się prawidłowo, a Małgorzata nie zerwała z pracą zawodową. Zrobiła kurs edytorski, skończyła studia podyplomowe. Zawczasu przygotowała się do pracy w domu. Przez dwa i pół roku udawało jej się też pracować w Katolickiej Agencji Informacyjnej przy stronie internetowej agencji, pisała też dla tygodnika „Ozon”, z którym związał się Tomasz, a gdy Marysia skończyła rok, razem z mężem pracowała w telewizji publicznej przy programie „My – Wy – Oni”
Odeszła z KAI, gdy była w ciąży z Zosią. Tak się złożyło, że w ciągu kilku lat od rozpoczęcia pierwszej pracy, zdobyła doświadczenie radiowe, telewizyjne i prasowe. Czuła, że był to dobrze wykorzystany czas.
Z narodzinami Zosi także wiąże się pielgrzymkowa historia. Nadal nie mogła normalnie zachodzić w ciążę – wciąż konieczne było leczenie hormonalne. Coś nieoczekiwanego przydarzyło się im w trakcie pielgrzymki w 2006 roku do Ziemi Świętej, zorganizowanej przez KAI tuż po pielgrzymce Benedykta XVI, którego obecność wciąż dawało się tam jeszcze odczuć. Spędzili cudowne osiem dni w Jerozolimie, Nazarecie, Kafarnaum, nad Jeziorem Tyberiadzkim, Morzem Czerwonym.
W Betlejem tak jak wszyscy pielgrzymi nawiedzili Grotę Mleczną, która znajduje się około dwieście metrów od bazyliki Narodzenia. Tradycja głosi, że Święta Rodzina przygotowywała się w niej do drogi do Egiptu, Matka Boża w pośpiechu karmiła Jezusa i kropla Jej pokarmu spadła na ziemię – wówczas cała grota przybrała białą barwę. Rzeczywiście, jest ona olśniewająco biała, a ze skał da się z łatwością „wyskrobać” bieluteńki proszek, czyli tuf. Można to zrobić samemu, można też kupić za dolara plastikową saszetkę wypełnioną cudownym proszkiem, dzięki któremu niepłodna rodzi siedmioro, jak mówi Pismo Święte. Od wieków wierzą w to chrześcijanki i muzułmanki, więc pielgrzymują tu od niepamiętnych czasów, a eksploatacja tufu jest tak intensywna, że archeolodzy nie są dziś w stanie ustalić, jaki był pierwotny kształt Groty. W specjalnym pomieszczeniu zebrano zdjęcia i podobizny dzieci z całego świata, które zostały uzdrowione lub narodziły się po tym, jak ich matki lub one same spożyły cudowny proszek.
Małgosia połykała tuf pełna nadziei. I rzeczywiście, dzieci się posypały. Najpierw urodziła się
Zosia, na którą czekali przecież kolejne cztery lata. A potem Mikołaj, Jaś i Ula. Mikołaja wymodlił dominikanin, ojciec Marcin Mogielski. Żadne z dzieci nie było planowane. – Jak uznawaliśmy, że może być następne, to się pojawiało. Tak zostali „dzieciorobami”. Ale oni jak mało kto odczuli na własnej skórze, że dziecko w najprawdziwszy sposób jest darowane rodzicom przez Boga.
***
Przedstawiona historia jest fragmentem książki Aliny Petrowej-Wasilewicz "Kapłanki czy kury? Historie kobiet, które z macierzyństwa uczyniły prawdziwą sztukę". Wydana przez wydawnictwo "Esprit" publikacja opowiada opowiada o siedmiu niezwykłych kobietach - znakomicie wykształconych, o nietypowych zainteresowaniach, z perspektywą wielkiej kariery zawodowej, które zdecydowały postawić wszystko na Boga i rodzinę. Kochające żony, zwariowane matki potrafiące zadbać o dzieci i swój osobisty rozwój. Same nazywają siebie "kapłankami domowego ogniska" i oburzają, gdy inni nazywają je "kurami domowymi".
"Gość Niedzielny" jest patronem medialnym książki "Kapłanki czy kury?..." Dla naszych Czytelników mamy trzy egzemplarze. Wystarczyło odpowiedzieć na proste pytanie: Jak nazywa się proszek pozyskiwany w Grocie Mlecznej, którego zażywanie pozwala pokonać niepłodność?
Dziękujemy za liczne maile z poprawnymi odpowiedziami. Książki otrzymają:
Nagrody wyślemy pocztą. Gratulujemy i zapraszamy do dalszego śledzenia naszych stron. Wkrótce kolejne konkursy.
Dla tych zainteresowanych, którym się w naszym konkursie nie poszczęści, książka jest dostępna na stronie Wydawnictwa Esprit.
Alina Petrowa-Wasilewicz /jdrz