Dziewczęta od św. Kizito

Większość kobiet w Republice Środkowoafrykańskiej nie potrafi czytać ani pisać. Przez ponad pół wieku od odzyskania niepodległości państwo nie wybudowało w tym kraju ani jednej szkoły. Teraz sytuację utrudnia trwająca tu wojna.

Wioska w buszu. Trwa ostatni egzamin przed bierzmowaniem. W maleńkiej kaplicy ławki szczelnie wypełnione. Na zakończenie każdy składa podpis na karcie dopuszczającej do przyjęcia sakramentu. Mężczyźni nieporadnie kreślą swe imię. Kobiety zostawiają odcisk kciuka. Żadna nie umie pisać. Żadna nigdy nie chodziła do szkoły. W RŚA to normalna sytuacja – połowa mieszkańców tego kraju to analfabeci. W przypadku kobiet statystyki są znacznie gorsze.

Napisać swoje imię

Issa ma 13 lat, jest muzułmanką. W czasie trwającej trzeci rok wojny musiała z rodziną porzucić dom i ukrywać się w buszu. 21-letnia Blanche jest protestantką. Po śmierci ojca zaczęła zarabiać na utrzymanie młodszego rodzeństwa, sprzedając na targu maniok. Vanissa ma kilkanaście lat, jest katoliczką. Opiekuje się roczną córeczką. Łączy je jedno: nigdy nie chodziły do szkoły. – Właśnie z myślą o takich dziewczętach zorganizowałyśmy trzyletni kurs nauki zawodu – mówi s. Renata Grzegorczyk prowadząca w Bouar Centrum Kulturalne św. Kizito. Zajęcia odbywają się tu w grupach. Najważniejsza jest alfabetyzacja. Kobiety z trudem przepisują z tablicy litery. Nauczycielka w narodowym języku sango cierpliwie tłumaczy znaczenie kolejnych wyrazów i uczy je liczyć – na początek do dziesięciu. Ułamki dla Afrykanek wydają się wyższą matematyką, a użycie linijki niepojętą sztuczką białego człowieka. Druga grupa zgłębia podstawy francuskiego. Obok dziewczęta kopiują wzory z książek dla… polskich przedszkolaków. Zdumiona patrzę na dorosłe kobiety, które z trudem trzymają ołówek w ręku.

– Na początku wiele z tych dziewcząt miało problemy z trzymaniem przyborów szkolnych. Niektóre po raz pierwszy w życiu używały nożyczek. Jak małe dzieci dziwiły się, że można nimi kroić – mówi misjonarka ze Zgromadzenia Służebnic Matki Dobrego Pasterza. W Centrum dziewczęta uczą się też kroju i szycia, a także haftu. – Największą radością jest obserwowanie, jak te dziewczyny się rozwijają. Gdy przychodzą do nas, nie potrafią nic, a potem jest radość z pierwszych samodzielnie zarobionych pieniędzy – mówi Béatrice, dyrektorka Centrum i nauczycielka krawiectwa. Béatrice, która jest Afrykanką, dobrze wie, że edukacja zmienia życie. – Edukacja często ratuje te dziewczyny przed prostytucją i daje szansę na wyjście z ubóstwa. W warunkach Afryki nie bez znaczenia jest też to, że chociaż trochę wykształcona matka potrafi prawidłowo zaaplikować dziecku dawkę leku, lepiej zadbać o jego higienę czy wyżywienie – mówi. Mabaya Dorcas ma 14 lat. Do Centrum Kulturalnego św. Kizito trafiła dzięki pomocy organizacji szukającej osób najbardziej potrzebujących i zaniedbanych, które nie chodziły do szkoły, a chciały nauczyć się krawiectwa i pieczenia. – Bardzo chciała się uczyć i strasznie się cieszyła z każdej nowej umiejętności – mówi s. Renata. Uczęszczała na zajęcia systematycznie i szybko się uczyła. Po wakacyjnej przerwie jednak nie wróciła do szkoły. Okazało się, że musiała handlować na targu, zarabiać pieniądze. Jej mama zmarła, gdy dziewczynka miała 10 lat, tata ma drugą żonę. Mabaya mieszka z przybraną siostrą i jako sierota musi pracować na swoje utrzymanie. Do Centrum przychodziła przez trzy miesiące. W tym czasie nauczyła się podpisywać, trochę czytać i ręcznie szyć najprostsze rzeczy.

Szkoła nie dla bogatych

Centrum św. Kizito dysponuje doskonale, jak na tutejsze warunki, wyposażoną biblioteką. Korzystają z niej m.in. uczniowie pobliskiego liceum. W każdej klasie jest ponad 300 uczniów, dlatego lekcje odbywają się pod chmurką. Podręczniki ma tylko nauczyciel. W szkole podstawowej nauka polega na głośnym powtarzaniu czytanych przez niego tekstów, w liceum na przepisywaniu ich do zeszytów. Te marne szkoły są wielkim marzeniem wielu nie tylko najmłodszych mieszkańców Republiki Środkowoafrykańskiej. W tym kraju służba zdrowia i edukacja są płatne i niewiele rodzin stać na posłanie dzieci do szkoły. Dlatego Kościół i misjonarze inwestują przede wszystkim w te dwie dziedziny życia. – Nie zapomnę smutku w oczach pięknej osiemnastoletniej dziewczyny z parafii w Bohong, która na pytanie, czy może się podpisać, z żalem wyznała, że nie umie ani czytać, ani pisać – mówi polski misjonarz ks. Mirosław Gucwa.

– Spotykając się z ludźmi, widzimy, że edukacja jest bardzo ważna, bo ci, którzy chodzili do jakiejś szkoły, chcą zmieniać swoje życie – dodaje ks. Mateusz Dziedzic. Prosty przykład. Rodzice, którzy skończyli choćby kilka klas, przynoszą swoje chore dziecko do szpitala, a nie szukają pomocy u czarownika. Łatwiej też znajdują inne źródła utrzymania rodziny niż sprzedaż płodów rolnych, z czego żyje większość mieszkańców RŚA. Początkowo misjonarze myśleli, by centrum zarejestrować jako szkołę na prawach państwowych. Szybko jednak z tego zrezygnowali. – To zamknęłoby drogę do zawodu dla dziewcząt, które nigdy nie chodziły do szkoły . Kursy kończy się więc wydaniem przez diecezję zaświadczenia, dzięki któremu dziewczyny bez problemu mogą znaleźć zatrudnienie – mówi ks. Mirosław Gucwa. Dla wielu działających w tym kraju organizacji pozarządowych ten certyfikat jest gwarancją wysokich kwalifikacji.

Żebracy w habitach

Centrum Kulturalne św. Kizito funkcjonuje dzięki wielu ludziom dobrej woli i misjonarkom, które są wspaniałymi żebraczkami i nie wstydzą się prosić o jałmużnę dla swoich podopiecznych. Jak żartobliwie mówią, cały czas są na garnuszku Bożej Opatrzności. A Opatrzność działa przede wszystkim przez innych ludzi. Studiująca we Wrocławiu Ania, śledząc na Facebooku losy dziewcząt z RŚA, napisała: „Wiesz, ile kosztuje niezależność? Ile warte jest poczucie, że możesz zrobić coś samodzielnie? Że coś umiesz? Ja nie wiem. Wiem natomiast, ile kosztuje maszyna do szycia, dzięki której kilkanaście dziewczyn w Republice Środkowoafrykańskiej zarobi swoje pierwsze pieniądze i zapracuje na szczęście, które nie ma ceny. Zamiast nowej płyty ja »kupuję« im kawałek lepszej przyszłości”. Mówi się, że chciwość umiera w człowieku dopiero kilka minut po śmierci, a kieszeń nawraca się ostatnia. W nadzwyczajnym Roku Miłosierdzia papież Franciszek przypomina, że „jeśli ten jubileusz nie sięgnie do naszych kieszeni, nie będzie prawdziwym jubileuszem”. A zatem sięgnijmy do kieszeni i pomóżmy dziewczętom i kobietom z dalekiej RŚA, które marzą o tym, by nauczyć się choćby napisać własne imię. Potem przyjdzie czas na kolejne umiejętności: sztukę trzymania krawieckich nożyczek, kurs kroju i szycia oraz własną maszynę – jako bilet do lepszego świata.

Ofiary na wybudowanie w Centrum św. Kizito kuchni oraz wyposażenie szkoły krawieckiej i zakup przyborów szkolnych oraz materiału i nici potrzebnych w trakcie nauki można wpłacać na konto: Zgromadzenie Służebnic Matki Dobrego Pasterza, ul. Kościelna 9, 05-500 Piaseczno. Nr konta: 49 1240 1109 1111 0010 2856 9951 – z dopiskiem „jałmużna miłosierdzia RŚA”.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Beata Zajączkowska