Kiedy zachorowałem, moje modlitwy były zogniskowane na żądaniu natychmiastowej poprawy. Gdyby wtedy Bóg wysłuchał moich próśb, nie wyprowadziłby z cierpienia głębokiego oczyszczenia, które było owocem łaski.
Przeczytałem ostatni felieton Franciszka Kucharczaka „ Co Bóg musi” i utkwiła mi w pamięci ta pani, która straciła wiarę po „niewysłuchanej” modlitwie.
To strasznie trudne – rozmawiać z kimś, kto się modlił, a jego bliski nie wyzdrowiał, zmarł itp. Znam to trochę. Ale to też skłania do refleksji nad jakością naszej wiary. Pamiętam, że kiedy sam zachorowałem, moje modlitwy były zogniskowane na żądaniu natychmiastowej poprawy samopoczucia. Nie ma się co oszukiwać – brzydzimy się cierpienia, nie chcemy go. Gdyby wtedy Pan Bóg wysłuchał moich próśb, nie wyprowadziłby z cierpienia głębokiego oczyszczenia, które było owocem łaski.
Dziś (absolutnie bez swojej zasługi) umiem się modlić mniej więcej tak: „Panie, Ty wszystko możesz i w jednej chwili możesz mnie uzdrowić. Jednak Ty wiesz, co jest najlepsze dla mnie, i wierzę, że to, co dopuszczasz, jest w danym momencie właśnie najlepsze. Posłuż się tym, aby mnie oczyścić, nie moja, ale Twoja wola niech się stanie. Możesz mnie uzdrowić, możesz też dać mi siły do niesienia moich małych krzyży”.
Nie jest łatwo się tak modlić. Wiem. Nie zawsze potrafimy po ludzku odpowiedzieć, dlaczego ktoś, pomimo wielu modlitw, umiera. Owoce zna Pan Bóg. Możemy Mu zaufać, tak jak dziecko ufa, że bolesna szczepionka ma jednak sens, a nie jest wyrazem sadyzmu mamy i taty. Możemy też uznać, że żadnego sensu nie ma. Tylko że w obliczu tragedii, cierpienia czy śmierci to jest tylko strzał we własną stopę.
Swoją drogą – warto zwrócić uwagę, jak często patrzymy „po ludzku” – widząc w chorobie czy śmierci ostateczną porażkę człowieka i ostateczne nieszczęście. Czy gdyby tak patrzył Nick Vujicic, inspirowałby dziś miliony ludzi swoją wiarą i radością życia?
Często utożsamiamy szczęście z długim życiem, „zdrówkiem” i (bardzo często obok życzenia „zdrówka”, które jest rzekomo najważniejsze, pojawiają się jakoś nie wiadomo skąd „pieniążki”) Sam się łapię na takim myśleniu. Zdrowie jest oczywiście darem Bożym i wartością. Ale nie bezwzględną. Wielu ludzi właśnie w doświadczeniu choroby odnajduje swój sens, odnajduje się w służbie Bogu i ludziom.
Jestem człowiekiem słabym i z trudem przyjmuję cierpienie czy trudności. Wiem o tym. Ale też umiem wskazać, że właśnie w doświadczeniu cierpienia odnalazłem moją relację z Bogiem :)
Łukasz